FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 wrażenia:) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Pete




Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:27, 24 Gru 2008 Powrót do góry

jerry napisał:
Pete napisał:
Nie bez przypadku pisze o chęci posiadania, przy czym nie mam tu na myśli dominacji, a raczej potrzebę więzi, obecności, oddanie. Przy czym oddanie jest możliwe tylko mentalnie w tym wypadku.

Ja zobaczyłem teraz coś innego. Posiadanie jako rozumiane dosłownie. Zastanawiam się, czy nie można zaryzykować tezy, że jedna ze stron pragnęła owego stanu posiadania, a druga pożądała miłości w wymiarze emocjonalnym, seksualnym i społecznym. Oczywiście nie oceniam żadnego z bohaterów, nie mieli wielkiego wpływu na to, czego potrzebowali.


Pete napisał:
wreszcie miłość z m a r n o w a n a.

Tu się nie zgodzę. Zmarnowana dla kogo? No i w jakim sensie? Obu miłość coś jednak dała, przy czym to "coś" charakteryzowało wielkie natężenie. Tu moglibyśmy rozpocząć dyskusję, na ile życiowe doświadczenia można w ogóle uznać za zmarnowane.


co do pierwszej części: stan posiadania (w sensie dosłownym) jak piszesz czyli- patrząc pod kątem seksualnym- wspólny dla obu. Może J. był bardziej emocjonalny, wrażliwszy, bardziej społecznie otwarty (ale nie patrzmy na to pod kątem socjologicznym..) chęć posiadania jest tam bardzo mocna, te sceny w których dochodzi do zbliżenia są gdzieś na granicy takiego.. chorobliwego pożądania.. Cielesnej zachłanności. Ale to wynika właśnie z braku częstego kontaktu, swoistego 'głodu' na ciało tej drugiej osoby. Ennis wydawał mi się pogubiony, nie bardzo wiedział co zrobić z uczuciem jakiego doświadcza, był skryty, podejrzliwy, próbował to wypierać.. Ale w końcowej części on się kompletnie zmienia, dopiero wtedy widać, jaką metamorfozę przeszedł, co tak naprawdę myślał o tym uczuciu, relacji, jak bardzo zależało mu na Jacku, jak silnie był z nim związany.. Szczególnie widać to w scenie kiedy odwiedza on jego pokój (kiedy tuli ta koszule- swoją drogą to porażająca scena!) to jak ogląda przedmioty na jego biurku..

co do drugiej części-Doświadczenie to w tym wypadku substytut. Doświadczenia są potrzebne, dobre, złe, one tworzą całokształt naszego życia. Bywają doświadczenia bez kontynuacji, i choć przynoszą coś dobrego, przemijają. Zostaje niedosyt i poczucie właśnie jakby zmarnowania... Ale wiesz, mi chodzi o pewien, nazwałbym to 'potencjał', jaki niesie uczucie. Miłość ma dużą siłę, jesteśmy w stanie wiele zrobić dla drugiej osoby. Chodzi mi o zmarnowany czas, o czas między spotkaniami, o to co działo się u nich, osobiście, o czasie w którym mogli tylko o sobie myśleć, tylko myśleć. Tego nigdy nie udałoby się już naprawić. I to właśnie- siły- tej miłości zostały zmarnowane, potencjał jaki w sobie niosła. Niewykorzystany. W tym zaś sensie- zmarnowany.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pete




Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:37, 24 Gru 2008 Powrót do góry

Dodam jeszcze, że film widziałem (zaledwie?) dwa razy, ale za to myśli wokół niego pochłaniały godziny, dni, tygodnie Smile

I.. nie wiem kiedy obejrzę go ponownie, nie wiem czy che.. To dość skomplikowane.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
jerry




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 21:51, 24 Gru 2008 Powrót do góry

Pete napisał:
stan posiadania (w sensie dosłownym) jak piszesz czyli- patrząc pod kątem seksualnym- wspólny dla obu.

Wcale nie zawężam posiadania jedynie do sfery seksualno-fizycznej.

Pete napisał:
Chodzi mi o zmarnowany czas, o czas między spotkaniami, o to co działo się u nich, osobiście, o czasie w którym mogli tylko o sobie myśleć, tylko myśleć. Tego nigdy nie udałoby się już naprawić.

Ok, rozumiem, choć jestem za zastąpieniem "miłość zmarnowana" przez "działania niepożądane" w przebiegu tejże miłości Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Pete




Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:55, 24 Gru 2008 Powrót do góry

jerry napisał:
Ok, rozumiem, choć jestem za zastąpieniem "miłość zmarnowana" przez "działania niepożądane" w przebiegu tejże miłości Wink


co za uparciuch no.. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
jerry




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Śro 23:07, 24 Gru 2008 Powrót do góry

Pete napisał:
co za uparciuch no.. Wink

Pod tym względem to ja gorszy niż osioł jestem Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Sob 21:40, 27 Gru 2008 Powrót do góry

Uwielbiam czytać takie dyskusje!
Uświadamia mi to nieustannie, jaki trzeba mieć talent, żeby tak precyzyjnie przelewać swoje myśli i uczucia na papier, no-na ekran

Dzięki chłopaki Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zlygotyk




Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp. [Poznań]

PostWysłany: Pon 22:40, 29 Gru 2008 Powrót do góry

chciałabym bardzo napisać coś mądrego na temat tego filmu... o ile w ogóle można napisać coś mądrego po takim przeżyciu. więc może kilka takich luźnych stwierdzeń. na przykład przypomniała mi się wypowiedź wykładowcy jednego z moich przedmiotów, który - cholewcia - przypomina mi teraz, po obejrzeniu filmu, jacka (20 lat później...): "gdy przeczytałem dzienniki gombrowicza, było to dla mnie przeżycie tak cudowne, a swoje schadzki, swoje poszukiwania chłopców w porcie opisywał tak zniewalająco wspaniale, że natychmiast zapragnąłem zostać gejem. to było prawie objawienie." i tak sobie myślę, że gdybym nie była kobietą, to po obejrzeniu brokeback też z miejsca zapragnęłabym zostać gejem.
w sumie gdy zakończył się seans (zafundowany w samotności, co było ZŁE - określenie pozostawiam do interpretacji Wink ), to siedziałam i poczułam straszną pustkę w głowie. od kilku dni nie mogę się otrząsnąć z szoku. dopiero teraz (gdy drugi raz - w całości - obejrzałam brokeback) stwierdzam z całą pewnością, że to prostu film o czystej miłości, film okrutnie aktualny, mimo że jego akcja zaczyna się prawie 50 lat temu. po prostu mam wrażenie ciągłości sytuacji, jaka dotknęła bohaterów, a, co gorsza, wydaje mi się, że fikcyjność filmu i książki jeszcze silniej podkreśla ich związek z rzeczywistością. bo kto nie marzy o takim uczuciu... niesamowity ładunek prawdy przebija się przez to dzieło. a dzisiaj wszystko jest tylko na pokaz, tak łatwo powiedzieć: "kocham to, kocham tamto". a bohaterowie, ze względu na destrukcyjny wpływ otoczenia, na społeczne uwarunkowanie, nie byli w stanie tych słów wykrztusić! wydaje mi się, że ten fakt podkreśla wagę, jaką powinny mieć słowa, a jaką straciły na obecnym poziomie naszej wspaniałej cywilizacji. (ech, niewielu to dostrzega, a jednak ktoś!)
no i czy można by napisać TAKĄ książkę i nakręcić TAKI film o związku mężczyzny z kobietą? wszystkie produkcje o cud-miłości "zdrowej", heteroseksualnej, bledną. być może to prowincjonalność, swojskość ennisa i jacka każe wierzyć, że wcale nie są wydumanymi postaciami z hollywoodzkiej produkcji, ale facetami, którzy faktycznie mieszkali gdzieś tam, w USA, w latach 60., a którym się tam strasznie nie powiodło - i to stwarza jakąś więź między bohaterami a odbiorcą, bo komu się w życiu układa zawsze i wszystko?
jedyne, co mi jeszcze jakoś pomaga, to taka ładna piosenka jasona mraza "i'm yours", ale chyba nie na długo straczy
no i jeszcze może to, że właśnie w tej chwili mój brat przypomniał mi o istnieniu pisma świętego, a ja sobie pomyślałam, że nie ma piękniejszej apologii miłości dla mnie w tej chwili, niż brokeback. film jest prawdziwy, i to słowo określa wszystko, co trzeba powiedzieć. ta skrywana, tłumiona miłość niszczy wszystko dookoła, ale przede wszystkim niszczy ludzkie wnętrza.
ach, no i z innej beczki - tak na koniec - przechodzi mnie dreszcz, kiedy patrzę na zdjęcia z filmu albo na okładkę książki i widzę twarz heatha ledgea, a jego już nie ma... (zwłaszcza, że ostatnio naprawdę uwielbiam go jako aktora...)
chyba to nie było tak mądre, jak chciałam. no ale powstrzymać się nie mogłam!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
jerry




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 23:24, 29 Gru 2008 Powrót do góry

Dziś będzie komentarz w stylu jadowito-gorzkim***:

zlygotyk napisał:
tak sobie myślę, że gdybym nie była kobietą, to po obejrzeniu brokeback też z miejsca zapragnęłabym zostać gejem.

Sądzę, że "prawda" ekranu jest "odrobinę" słodsza od tej rzeczywistej... Chyba bezpieczniej pozostać we własnej skórze Wink

zlygotyk napisał:
czy można by napisać TAKĄ książkę i nakręcić TAKI film o związku mężczyzny z kobietą?

Pewnie byłoby trudno, bo zabrakłoby "naturalnych" barier, stojących na przeszkodzie do spełnienia uczucia.

Podsumowując: czyż miłość niespełniona, okaleczana, zabijana / zabita nie jest piękniejsza, wspanialsza? Cóż bardziej, niż przeszkoda w realizacji pragnienia, rozpala umysł i ciało? Co innego bardziej każe się skoncentrować, zmobilizować, by osiągnąć wymarzony cel? Co odbiera spokojny sen, powoduje pulsowanie krwi we wnętrzu czaszki, wyrzuca do krwi kolejny bolus adrenaliny...? Bo gdy już dostaniemy to, czego pożądamy... Szczęśliwym się tylko bywa, nieprawdaż?


*** prawa do określenia zastrzeżone


- - - - - - - - - -
zlygotyk napisał:
powstrzymać się nie mogłam!

Całe szczęście.
No i witaj na forum!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zlygotyk




Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp. [Poznań]

PostWysłany: Wto 0:02, 30 Gru 2008 Powrót do góry

nie no wiadomo, że fikcja literacka (względnie filmowa) to zawsze coś lepszego niż rzeczywistość. i że trudna miłość jest jedyną prawdziwą, a łatwa nie istnieje w ogóle; i że te wszystkie przeszkody... ale, pewnie nic to nowego, przeżyć to wszystko w 2 godziny? za dużo po prostu.. Wink i że osiąganie celu nigdy nie zaspokaja, ale skrajny pesymizm rozbudził się we mnie zbyt gwałtownie i zbyt silnie. a poza tym zgadzam się w 100% z przedmówcą.
(PS a faceci mają lepiej i lepiej być facetem! to takie wybiórcze, stronnicze i nieprawdziwe, ale szalone i realne. można wtedy lepiej być wrednym i nie dopuszczam polemiki!)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
jerry




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Wto 1:43, 30 Gru 2008 Powrót do góry

zlygotyk napisał:
faceci mają lepiej i lepiej być facetem! to takie wybiórcze, stronnicze i nieprawdziwe

Czemu nieprawdziwe? Ja bym za żadne skarby świata nie zmienił płci Wink

Ja również zapłaciłem za obejrzenie filmu wielodniowym, a wręcz wielotygodniowym wytrąceniem z typowego dla mnie życia. Pomijam już fakt, że karmiłem się smutkiem bijącym z ekranu, biegając do kina co drugi dzień... Choć czy tylko smutkiem? Nie. Szybko zyskałem świadomość, że chodzę tam po to, by spotkać się z Ennisem i Jackiem. Dla mnie obaj żyli naprawdę przez dwie godziny, a Ennis nadal prowadził swój trudny żywot w Wyoming... Gdybym miał pieniądze, pojechałbym tam i zapewne szukał, w nadziei, że go spotkam...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zlygotyk




Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp. [Poznań]

PostWysłany: Wto 2:40, 30 Gru 2008 Powrót do góry

hmm czyli jednak miałam rację od tak dawna. lepiej być facetem. dobrze, że wreszcie ktoś to potwierdził.

a swoją drogą podziwiam, by ja widziałam brokeback bodajże w ostatni czwartek i od tej pory nie mogę się zdobyc na powtórkę. wiem, że to by było straszne. póki co obejzrałam z siostrą inny, lżejszy film z ledgerem, ale nie umywa się... a siostra niestety zasypia po 5 min. każdego ambitnego filmu Sad brokeback prześladuje mnie więc w koszmarach. a co do wyprawy do usa, to cały czas mam podobne wrażenia takie szalone i spontaniczne, heh... marzenia. jeśli to nie są ludzie dokładnie tacy, jak mu tu (wszyscy), to niech mnie diabli albo coś gorszego. (tylko że ja muszę napisać poważne prace na poważne zaliczenie semestru - oczywiście nikt o tym nie wie, ćśś; ale nie jestem w stanie przez tych dwu idiotów... żal mam do nich...)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Wto 13:59, 30 Gru 2008 Powrót do góry

jerry napisał:


Podsumowując: czyż miłość niespełniona, okaleczana, zabijana / zabita nie jest piękniejsza, wspanialsza? Cóż bardziej, niż przeszkoda w realizacji pragnienia, rozpala umysł i ciało? Co innego bardziej każe się skoncentrować, zmobilizować, by osiągnąć wymarzony cel? Co odbiera spokojny sen, powoduje pulsowanie krwi we wnętrzu czaszki, wyrzuca do krwi kolejny bolus adrenaliny...? Bo gdy już dostaniemy to, czego pożądamy... Szczęśliwym się tylko bywa, nieprawdaż?


Na myśl przychodzi mi piękny film o niespełnionej miłości hetero: "Co się wydarzyło w Madison County". To nie to co BBM, a jednak też wzruszający, trudny, prawdziwy i bardzo piękny film.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blue
Administrator



Dołączył: 05 Mar 2007
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Wto 15:39, 30 Gru 2008 Powrót do góry

emjotka napisał:
jerry napisał:


Podsumowując: czyż miłość niespełniona, okaleczana, zabijana / zabita nie jest piękniejsza, wspanialsza? Cóż bardziej, niż przeszkoda w realizacji pragnienia, rozpala umysł i ciało? Co innego bardziej każe się skoncentrować, zmobilizować, by osiągnąć wymarzony cel? Co odbiera spokojny sen, powoduje pulsowanie krwi we wnętrzu czaszki, wyrzuca do krwi kolejny bolus adrenaliny...? Bo gdy już dostaniemy to, czego pożądamy... Szczęśliwym się tylko bywa, nieprawdaż?


Na myśl przychodzi mi piękny film o niespełnionej miłości hetero: "Co się wydarzyło w Madison County". To nie to co BBM, a jednak też wzruszający, trudny, prawdziwy i bardzo piękny film.


Aktorstwo wybitne..ale jeszcze lepsza lektura przed jego obejrzeniem.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zlygotyk




Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp. [Poznań]

PostWysłany: Śro 0:39, 31 Gru 2008 Powrót do góry

ech, ciągle wracam do tego forum i aż mnie trzęsie. może to będzie trochę płytkie wyznanie, ale mam teraz lawinę skojarzeń z brokeback i się mi przypomniała... bajka "gdzie jest nemo", a z tej bajki tekst jednej bohaterki: przy tobię czuję się jak w domu. i przy tym wszystkim patrzę na wcześniejsze posty pete'a - no po prostu wyrażone genialnie. kolejny raz wpadam w stan rozchwiania mentalno-fizycznego. każdy sens brokeback jest dla mnie rozdarty od serca, od swojego środka, aż po brzegi. wszystko jest piękne i tragiczne równocześnie. do tego stopnia, że chce się go oglądać, ale strach, co będzie, jak już się skończy - i zabrzmią ostatnie dźwięki piosenki, przy której chyba trzeba by wyskoczyć przez okno, żeby zlikwidować wewnętrzne napięcie.
i całe to niespełnienie. takie jakieś prawdziwe, rzeczywiste. jedyne, które na pewno nie jest fikcyjne w brokeback. zawiedzenie życiem i chwila, w której człowiek konstatuje, że wszystko, co robił, robił źle. że teraz starych błędów nie da się już naprawić, że tyle rzeczy mogło być, ale nie jest. taka potworna bezsilność, która gryzie serce ostrymi zębami.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
delete




Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.

PostWysłany: Śro 10:03, 31 Gru 2008 Powrót do góry

kurczę, tak sobie pomyślałam, że przydałoby się, żebym i ja napisała coś o swoich wrażeniach. zapewne wiele moich przemyśleń będzie się powtarzać- bo jak może być inaczej, gdy temat ma 62 strony? Wink no i przepraszam- to może być pogmatwane, nie wiem, jak to ułożyć tak, by było logiczne.

najpierw powiem, że film wywołał u mnie kompletny szok. przez parę pierwszych dni cały czas miałam nim całkowicie zajęte myśli. teraz już nie jest tak cały czas, ale jednak każdego dnia w moich myślach gości BBM. powiem jeszcze- bo kiedy będzie inna szansa?- że byłam zupełnie oczarowana nie tylko tematyką, sposobem przedstawienia filmu, ale również aktorstwem. szczególnie rola Heatha mnie zachwyciła. cóż, od razu pomyślałam, iż to genialny aktor, chciałam poznać więcej filmów, w których gra, zastanawiałam się, dlaczego wcześniej o nim nie słyszałam, byłam przekonana, że w przyszłości będzie b. sławny. po tym, gdy przeczytałam, że przedwcześnie zmarł w tym roku... chyba nie muszę mówić? łudziłam się, że to nieprawda, bo jak: taki młody, (nie oszukujmy się) przystojny, utalentowany aktor? do teraz chwilami myślę, że to nie jest możliwe, że myślami uda mi się wyciągnąć go z grobu.

wydaje mi się (może się mylę?), że jestem w mniejszości osób, którym bardziej udaje się zrozumieć Ennisa. mam wrażenie, iż trafnym określeniem dotyczącym jego osoby będzie człowiek rozdarty. bo był rozdarty: pomiędzy tym, co powinien, a tym, co pragnął; tym, czego był nauczony, a tym, jaki był. oczywistym planem życia była praca na ranczo, założenie rodziny. i zapewne wszystko by tak było, gdyby nie Brokeback Mountain. tam wszystko, co do tej pory uważał, to, kim był, nieodwracalnie się zmieniło. pamiętacie tę scenę, gdy Jack odjeżdża, a Ennis płacze przy ścianie? wydaje mi się, że w pewien sposób żałował tego, co zrobił, kim się stał. chciał się tego wszystkiego pozbyć. Ennis nie uważał się za geja, mu nie podobali się faceci, tylko Jack był dla niego ważną osobą. eh... trudno mi to wytłumaczyć, a nawet zrozumieć. później, po 4 latach, to powróciło. i zaczął prowadzić podwójne życie. próbował być dobrym mężem i ojcem, ale chyba w głębi nie mógł być im wierny i wciąż powracał na Brokeback wraz z Jack'iem. w końcu nauczył się żyć w kłamstwie, bo co innego było możliwe? jak już to powiedział w trakcie którejś rozmowy, wiedział, że życie razem z mężczyzną nie jest możliwe. nauczył go tego ojciec. Ennisowi wystarczały te spotkania na Brokeback dwa, trzy razy w roku. zapewne chciałby widzieć Jacka częściej, ale samo "załóżmy ranczo, zamieszkajmy razem" nie pasowało mu. Jack był spontaniczny, był zdolny szczęście przypłacić życiem, Ennis próbował pogodzić się z obecną sytuacją, nie mógł oddać życia dla czegoś, co... co gdzieś w jego głębi było uznane za niemożliwe i złe. a wiecie, przy scenie, gdy Jack mówi "żałuję, że nie wiem, jak Cię rzucić!" i tym, co Ennis dalej mówi "no to rzuć! to przez Ciebie taki jestem, jestem nikim, jestem na dnie", zawsze łzy lecą mi z oczu, czasem nawet gdy poprostu przypomnę sobie tą scenę. ten wyraz twarzy Ennisa, to, co mówi jest takie prawdziwe. on wciąż wini Jacka, wie, że gdyby ten się nie pojawił, wiódłby normalne życie. no i w tych słowach jest jeszcze coś ważniejszego, czego nie potrafię napisać, co potrafię tylko czuć.
gdy Jack umiera, w Ennisie również coś umiera. jestem przekonana, że już zawsze, będzie wiódł samotne życie, że sobie nikogo nie znajdzie. bo przecież on nie był gejem, i była w tym pewna prawda. to, że kochał Jacka w pewien sposób się do tego nie wliczało. to było coś ponad wszelkimi schematami. i do teraz zapewnie patrzy na pocztówkę przedstawiającą Brokeback Mountain i przytula kurtkę Jacka, bo nic innego mu nie zostało. wiedział, że zrobił tak, a nie inaczej. że było inne wyjście, którego nie wykorzystał, ponieważ... po prostu był człowiekiem, który nie mógł tego uczynić. czasem jest coś takiego w życiu, że robi się coś dla kogoś, nie dla siebie. ten ktoś czegoś oczekuje, a my staramy się to spełnić naszym własnym życiem. i miałam wrażenie, że coś takiego kierowało Ennisem, ale brakowało w tym pewnego elementu- nie było osoby, która była tym oczekującym. chyba, że nieżywy już ojciec.

a Jack? Jack... Jack był kimś, kto mógł się poświęcić dla miłości, był zdolny zrobić wszystko, snuł plany, ale nie czynił przygotowań. nie obchodziła go opinia innych, kierował się tym, co sam czuł. no i- w przeciwieństwie do Ennisa- nie wystarczały mu dwa, trzy spotkania w roku. i trochę trudno mi zrozumieć, czemu planował później zbudować ranczo z kimś innym, jeśli kochał Ennisa. a wydaje mi się, że go kochał?

myślałam, że trochę inaczej mi to wyjdzie, choć napisałam dosyć dużo, chyba zapomniałam o tym, co najważniejsze. kiedyś, przy okazji, napiszę, jak coś mi się przypomni. powiem jeszcze tylko, że ta miłość była niemożliwa, nie miała szans na spełnienie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin