FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 wrażenia:) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Szkapa
Gość






PostWysłany: Pon 19:45, 01 Maj 2006 Powrót do góry

Wiesz Almo,ja nie potrafię myśleć o tym filmie że jest piękny,świetny itd.-te określenia do niego nie pasują bo on się wymyka wszelkim kategoriom.Jest po prostu czymś niezwykłym,znacznie przekraczającym ramy tego co zwykło się nazywać sztuką filmową. Dla mnie to tak jakby ktoś bliski opowiedział mi swoją własną historię.
Nie potrafię powiedzieć który z bohaterów jest mi bliższy. Tak jak pisałam sercem jestem po stronie Jacka,może dlatego że to on więcej zainwestował w ten związek i nie wyzbył się marzeń,choć Ennis odebrał mu do nich prawo.
Czasami myślę sobie że gdyby ich losy się odwróciły,Ennis umarłby mając niezbitą pewność że Jack go kocha,ale co w chwili śmierci myślał Jack? Czy wiedział,że jest dla Ennisa najważniejszy na świecie? Chyba nie,bo o tym nie wiedział nawet sam Ennis... i to jest chyba to co najbardziej w tym filmie mnie dręczy.
Gość







PostWysłany: Pon 20:16, 01 Maj 2006 Powrót do góry

Witaj Szkapa ! (Fajny nick Smile )
Super , że do nas dołączyłaś !
Dla mnie to było fantastyczne przeżycie znaleźć sie na tym forum ( notabene jedynym na jakim odważyłam się "zaistnieć" - skoro się dzisiaj do tego przyznajemy... )
To , że mogłam wyrzucić z siebie wszystkie ( a przynajmniej te które potrafiłam nazwać) emocje i zwierzyć się z tego co mnie "gryzie"...autentycznie mi pomogło.
Jedno się tylko nie zmieniło : BBM nadal spędza mi sen z powiek...od 3 miesięcy nie mogę się pozbierać ...to mój prywatny, absolutny rekord świata i z każdym dniem go pobijam.
Bo BBM to nie tylko film to...objawienie , zjawisko , piękno w czystej postaci (milion razy już to mówiłam , ale każda okazja zmusza mnie zeby się powtórzyć ).Nigdy nie przypuszczałam, że tak bardzo oszczędny w słowach obraz może w tak przepiękny sposób MÓWIĆ o najcudowniejszym z uczuć...o MIŁOŚCI.
A świadomość , że uczestniczyłam ( i nadal to robię ) w tym wyjątkowym i niepowtarzalnym spektaklu , który na stałe zostawił ślad w moim sercu -pozwala mi lepiej zrozumieć co liczy się w naszym życiu najbardziej i co jest w nim NAPRAWDĘ ważne...
jerry




Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pon 20:20, 01 Maj 2006 Powrót do góry

Bez wątpienia Jack nie wyzbył się nigdy marzeń. Ale czy zainwestował więcej w związek, to już wydaje mi się mniej pewne - chyba zależy, z której (nie mówię "czyjej"!) strony na to spojrzeć. Nie powiedziałbym z ręką na sercu, że większą cenę zapłacił Jack, podobnie jak zawahałbym się przed stwierdzeniem, że to z jego strony było więcej poświęcenia...

Ja także zastanawiałem się wiele razy, co mógł pomyśleć Jack w ostatnich chwilach swego życia. Przyszło mi kiedyś do głowy, że ból (nie fizyczny oczywiście), jakiego wówczas doświadczył, mógł przewyższyć ten, który miał stać się udziałem Ennisa przez następne, długie lata. No ale nie da się tego ani zmierzyć, ani zważyć... Jednak myśląc o tym cierpieniu wyobrażałem sobie je raczej jako rozpacz spowodowaną tym, że nie zobaczy już więcej swego przyjaciela i że zostawia go samego. Nie umiem nawet się domyślić, czy Jack wiedział, że jest dla Ennisa najważniejszy na świecie. W ogóle boję się tak sformułowanego pytania "czy WIEDZIAŁ?". Natomiast wierzę, że czuł! Czy to, że był najważniejszy? Może raczej to, że wyjątkowy, że niezastąpiony, że jedyny - po ostatniej rozmowie nad jeziorem Jack nie mógł mieć wątpliwości, że Ennis innego mężczyzny nie będzie umiał ani chciał pokochać; a wiedział przecież, że o kobiety nie powinien być zazdrosny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 20:32, 01 Maj 2006 Powrót do góry

Tak się cieszę Jerry , że to powiedziałeś...
Od początku o tym wiedziałam...(bo?) bardzo tego pragnęłam!!!! Jack na pewno CZUŁ co znaczy w życiu ( i dla ) Ennisa...A to , że jest niezastąpiony i jedyny (jak sam to ująłeś) jest dla mnie jednoznaczne z tym , że BYŁ NAJWAŻNIEJSZY!!!!!!!!!!
....i JUŻ!!!!!!!!!!!!!!
Wila




Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:33, 01 Maj 2006 Powrót do góry

czesc!
ja rowniez ciagle mysle o Jacku i Ennisie
i tez lubie czytac posty Jerrego(z podobnych powodow co Wy dziewczyny)

tez zastanawialam sie co mogl czuc Jack w chwili smierci
rozpacz,ze zostawia Ennisa(tak jak napisales Jerry)
..zal ze nigdy juz nie zobaczy i nie powie Ennisowi ze go kocha...
moze mial tez zal do siebie...

A co musial czuc Ennis gdy sie dowiedzial o tym....
pustke....
rozpacz...
tesknote...
zal ze nie bylo go przy Jacku...
i to ze nie powiedzial Jackowi ile dla niego znaczy,chociaz tak jak napisaliscie mysle,ze Jack to czul....
ale to sa tylko moje domysly...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 21:59, 01 Maj 2006 Powrót do góry

Masz rację Wila , najgorsze , że to wszystko tylko domysły...
Tak naprawdę nigdy się nie dowiemy co Jack CZUŁ a co WIEDZIAŁ NA PEWNO...i chociaż ja to CZUJĘ "za niego" zawsze będzie mi brakowało tego jednego , jedynego wyznania : kocham Cię...
"Łatwiej" byłoby Jackowi... umierać ( tak trudno to napisać ) a Ennisowi żyć dalej z PEŁNĄ świadomością odwzajemnionego uczucia...
Ale żyć "łatwiej" to nie znaczy bez bólu , tęsknoty i pustki wokół...tak , najgorsza rzecz jakiej można w życiu doświadczyć to samotność po utracie najbliższej sercu osoby...bardzo jest mi Ennis bliski pod tym względem...
Szkapa
Gość






PostWysłany: Pon 22:42, 01 Maj 2006 Powrót do góry

tak,samotność po utracie bliskiej osoby jest straszna,ale myślę że dla Ennisa gorsza do zniesienia będzie świadomość że Jack nigdy już się nie dowie ile dla niego znaczył.Te wyrzuty sumienia go zagryzą,będzie w myślach wracał do tych wszystkich sytuacji kiedy mógł okazać Jackowi swoje uczucie,a jednak tego nie zrobił,bo...cóż,taka już była jego pokrętna i skryta natura. Wstydził się uczuć,bał się ich,a teraz kiedy Jacka zabrakło z radością dałby się zatłuc łyżką do opon gdyby los zwrócił mu go choć na chwilę.
Ten Ennis,którego widzimy po śmierci Jacka jest już zupełnie innym człowiekiem.Myślę że jego cierpienie jest większe-właśnie dlatego że został żywy i że nic już nie może zrobić...
Alma




Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 6:06, 02 Maj 2006 Powrót do góry

Wiem, że to co teraz napisze jest przeraźliwie patetyczne i niektórzy pomyslę, że nie na miejscu ale wzruszyliście mnie i cutyję (może niedokładnie, więc od razu przepraszam):

Śpieszmy sie kochac ludzi - tak szybko odchodzą.....


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marco




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pd-wsch

PostWysłany: Wto 15:25, 02 Maj 2006 Powrót do góry

Zauważyliście zapewne, że w filmie niemal całe otoczenie, a więc środowisko hetero wypada gorzej niż źle.
Poza nielicznymi wyjątkami (Alma i może ktoś jeszcze) są to ludzie niemalże pozbawieni uczuć (naj)wyższych, zakłamani , egoistyczni....
I to właśnie oni czują się uprawnieni do pogardzania piękną miłością Jacka i Ennisa.
"zgroza , i nie widać końca zgrozy" jak by powiedział Stachura.
Może i reżyser nieco tu przegiął - dla uwydatnienia problemu , ale czy aż tak bardzo?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alma




Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 17:52, 02 Maj 2006 Powrót do góry

A mnie zastanowiło dziś jedno: czy to nie ironia, żę Jacka spotkało to, czego się najbardziej obawiał Ennis, a znów Ennisa spotkało to czego nie chciał Jack?
I jeszcze jedno - jak myślicie, czy kiedy ci ludzie napadli na Jacka to przez głowę mu nie przemknęło - Ennis miał rację?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
alma bez logowania
Gość






PostWysłany: Wto 18:06, 02 Maj 2006 Powrót do góry

Tekst ze strony Klubu Miłośników Filmu

Cały szum wokół "Brokeback Mountain" jest dla mnie czymś naprawdę zaskakującym i w pewnym stopniu niezrozumiałym i nienaturalnym. To dlatego, że wszystkie te wyróżnienia, owacje, wielkie słowa i przede wszystkim – dość krzywdząca etykietka "gejowskiego westernu" zupełnie do obrazu Anga Lee nie pasują. A to dlatego, że niespodziewanie gorzki to film. Ten z pozoru romantyczny i poetycki, na swój sposób subtelnie opowiadający o uczuciach dramat okazuje się być czymś więcej niż manifestem homoseksualnej miłości.

Połączyła ich góra Brokeback, gdzie obaj pracowali. Między Ennisem Del Mar i Jackiem Twistem, na początku dość niemrawo, a później (być może przez zupełną izolację od świata zewnętrznego, wśród pięknych lasów i wzgórz) wśród nich zaczyna rodzić się coś więcej niż męska przyjaźń. Być może to miłość, a może po prostu jakaś niezwykła fascynacja czymś całkiem nowym, nieznanym. Nie zmienia to faktu, że czują się inaczej niż zwykle, a ich życie staje się proste i pozbawione problemów. Jednak lato, a więc i sezonowa praca, dobiega końca, a ich drogi rozchodzą się. Ennis żeni się z Almą i wkrótce zostaje ojcem dwóch dziewczynek. Jack spotyka uroczą Laureen, która załatwia mu dobrą posadę w firmie ojca. Lata mijają, obaj bohaterowie pogrążają się w melancholii spokojnego, ustabilizowanego zachodu. Tu każdy ma swoje miejsce, swoja funkcję do wypełnienia, a wszelkie działania na przekór normie są przyjmowane z niezrozumieniem, a co gorsza – agresją. Jednak pewnego dnia Ennis dostaje list od Jacka. Mężczyźni ponownie się spotykają i z zaskoczeniem stwierdzają, że ich uczucie jest jeszcze silniejsze. Ten związek zapewnia im odejście od szarej codzienności, przeżycie czegoś niezwykłego, wybijającego się poza wszystkie schematy. W różnych odstępach czasu, na przestrzeni lat spotykają się, aby na Brokeback Mountain spędzić kilka kolejnych, pięknych chwil. Jednak ich wspólna tajemnica zaczyna rzucać cień na to "normalne" życie, oraz losy ich rodzin.






4 Złote Globy, 8 nominacji do Oskara (a skończy się co najmniej statuetką dla Najlepszego Filmu) nagrody od dziennikarzy, scenarzystów, producentów i tak dalej… Zaskakujące, biorąc pod uwagę przesłanie filmu. Bo nie porusza on tylko i wyłącznie problemu homoseksualizmu, niejakiego naruszenia tak stałego w kulturze amerykańskiej archetypu kowboja – "prawdziwego mężczyzny". Tymczasem wszystkie głosy w sprawie filmu, jakie miałem okazję słyszeć, dają taki właśnie obraz. Dla mnie "Brokeback Mountain" to przede wszystkim historia o próbie uwolnienia się z otaczającej bohaterów beznadziei i powierzchowności, wiecznego udawania, odgrywania życiowej roli przykładnego ojca i męża. Góra Brokeback staje się dla nich symbolem wolności, czegoś naprawdę czystego, nienaruszonego przez ludzkie prawa. Zostaje ich prywatnym azylem, jedynym miejscem gdzie mogą być sobą. Świetnie podkreślają to zdjęcia - wszystkie te leśne krajobrazy wydają się być odrealnione, na swój sposób bardzo magiczne i nieskazitelne. Silnie kontrastuje to z zimnymi pustynnymi obszarami amerykańskiego "dzikiego" Zachodu, atakującymi setką kolorów barami i restauracjami, pustymi ulicami i sterylnymi domami. Ten świat jest chaotyczny, pozbawiony harmonii, wewnętrznego piękna, a zarazem pełen surowości i ograniczony szeregiem zasad. Ennis i Jack są w nim zagubieni, nie potrafią znaleźć swojego miejsca. Obserwujemy jak przez lata świat obu bohaterów zmienia się. Ennis traci zaufanie żony, a po pewnym czasie sam odwraca się od niej zupełnie. Jack natomiast trzyma Laureen na dystans, nie pozwala jej się do siebie zbliżyć, ich kontakty są chłodne i bardzo oficjalne. Wspólna tajemnica zaczyna męczyć Jacka i Ennisa, wypalać od środka, siać spustoszenie w ich życiu. Poznają bolesną rzeczywistość. Taką, w której ich świat, świat Góry Brokeback, oraz ten zwykły, codzienny, nie mogą współistnieć. Obaj mężczyźni są skazani na wieczną samotność, niezrozumienie. Przez całe życie usiłują dotknąć nieosiągalnego raju, żyć w pełni szczęścia i wolności. Niestety, bez względu na to jak głęboko ukrywają swoją tajemnicę, nigdy nie będą z tego życia zadowoleni. I widać to bardzo wyraźnie w ich kolejnych spotkaniach, nie tak romantycznych jak kiedyś, przepełnionych goryczą i niezadowoleniem. Ich związek stopniowo traci swoją wartość. Staje się dla nich udręką i nie pozwala ułożyć sobie życia.






"Tajemnicę Brokeback Mountain" wolę odbierać w takim właśnie kontekście. Kontrowersje związane ze związkiem dwóch mężczyzn wolę zostawić innym, bo po polskiej premierze filmu na pewno rozpoczną się na ten temat burzliwe dyskusje. Ja wolę patrzeć na ten film pod kątem bardziej uniwersalnym. Homoseksualizm jest tu tylko pretekstem do ukazania walki o życie w wolności i szczerości, o szukaniu miłości i kontaktu z drugim człowiekiem. Niestety, my, podobnie jak bohaterowie filmu Anga Lee boimy się zbliżyć do kogokolwiek, a kiedy wreszcie pojawia się nadzieja, staramy się ukryć nasze uczucia, zamknąć je i nie dopuszczać do nich nikogo z zewnątrz. I tak właśnie dzieje się z bohaterami filmu. Ennis i Jack izolują się od wszystkich, są nastawieni do świata i innych ludzi bardzo nieufnie, odtrącają, nie boją się ranić i opuszczać. Pozostawiają po sobie gorycz i ból. A cały dramatyzm filmu, jego pesymistyczną, przygnębiającą wymowę ukazuje dopiero ostatnia scena. Widok Ennisa, zmęczonego i zrezygnowanego, pozostawionego w samotności gdzieś na skraju pustkowia potrafi naprawdę zaboleć.

W role zakochanych kowbojów wcielili się dwaj młodzi aktorzy. Heath Ledger nie pokazał się dotychczas z dobrej strony – zagrał kilka przeciętnych ról w takich filmach jak "Obłędny Rycerz", "Cena Honoru", "Patriota" czy słabiutkim "Zjadaczu Grzechów". Dopiero "Nieustraszeni Bracia Grimm" pokazali, jak wielki potencjał kryje się w tym aktorze. Dlatego na "Brokeback Mountain" czekałem ze sporym zainteresowaniem i muszę przyznać, że ponownie zostałem mile zaskoczony. Jego bohater wciąż balansuje pomiędzy archetypową męskością a rzadko spotykaną delikatnością. Ze swoim spokojnym spojrzeniem, mamrotliwym głosem, flegmatycznymi reakcjami stara się raczej wtopić w tłum niż w jakiś sposób z niego wyróżniać. Jack Gyllenhal już od "Donniego Darko" miał zadatki na znakomitego aktora i z wielkim zadowoleniem śledzę jego karierę. Jest ostatnio bardzo rozchwytywany (patrz: "Pojutrze", "Dowód", "Jarhead", "Good Girl"), co bardzo cieszy. W roli Jacka znalazł się znakomicie, bardzo subtelnie sygnalizując zagubienie i dramat postaci. Na drugim planie można dostrzec Anne Hathaway, która (wreszcie!) pokazuje, że naturalny wdzięk i talent można wykorzystać nie tylko w romansidłach pokroju "Pamiętnika Księżniczki". Laureen przeżywa w filmie najbardziej widoczną metamorfozę – ze słodkiej, zakochanej do szaleństwa młodej dziewczyny zmienia się coraz bardziej w zgorzkniałą, obojętną kobietę, co podkreślają ciągłe zmiany w jej wyglądzie oraz zachowaniu. Michelle Williams jako żona Ennisa jest bardzo dobra, choć przewrotnie dość standardowa. Porzucona, zdradzona żona, która stara się zrozumieć nietypowe zachowanie swojego męża; zwykła kobieta, która nie potrafi odnaleźć się w sytuacji, w jakiej się znalazła, przeżywa wielki, bolesny dramat. A to przecież Akademia lubi najbardziej… Poetyzmu nadają filmowi piękne, zachwycające zdjęcia Rodrigo Prieto. To jemu zawdzięczamy wizualną maestrię "Fridy" oraz zimno i realizm obrazów Alejandro Gonzalesa Inarritu – "Amorres Perros" i "21 Gramów". Spokojne, subtelne kadry pozwalają poczuć klimat amerykańskiego Zachodu. Bardzo cieszę się też z faktu, iż reżyserem filmu jest Ang Lee, który mimo swojego pochodzenia potrafi znakomicie obrazować Amerykańskie społeczeństwo. Choć to udowodnił już wcześniej bardzo dobrą "Burzą Lodową".






Szkoda tylko, że film został zaszufladkowany jako "kino gejowskie". Jakiś czas temu widziałem w telewizji talk show Jaya Leno, w którym pokazał on konia bohaterów "Brokeback Mountain", przyozdobionego w różowe kokardki, z mnóstwem ozdób i damską torebką na siodle. To idealny przykład na to, że Ameryka wciąż nie jest gotowa na mówienie o prawdziwym kinie. Ale jest też nadzieja na to, że to powoli się zmienia. Wielki sukces "Za wszelką cenę" oraz ciepłe przyjęcie "Tajemnicy Brokeback Mountain" dają nadzieję na bardziej ambitne amerykańskie kino."

[link widoczny dla zalogowanych]
Alma




Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 18:36, 02 Maj 2006 Powrót do góry

Tajemnica Brokeback Mountain - ostateczne mistrzostwo świata!!!
Na początku było słowo. A ścisłej opowiadanie Annie Proulx (autorki nagrodzonej Pulitzerem za „Kroniki portowe"), opublikowane w październiku 1997 w „New Yorkerze", Wpadło ono w ręce scenarzystki Diany Ssany, która przeczytała je wieczorem w łóżku i... zmoczyła poduszkę łzami. Następnego dnia zabrała się za nie ponownie, by sprawdzić, czy zadziała z tą samą mocą. Efekt był jeszcze silniejszy.

Ossana zadzwoniła do Larry'ego McMurtry'ego, z którym razem napisali wcześniej kilka scenariuszy, i nakłoniła go do przeczytania „Tajemnicy Brokeback Mountain". McMurtry to legenda amerykańskiej kultury. Pisarz, autor m.in. „Czułych słówek", laureat Pulitzera za powieść „Na południe od Brazos", nominowany do Oscara za adaptację własnej książki „Ostatni seans filmowy". Tak skutecznie unika rozgłosu, że swego czasu pojawiło się kilku oszustów którzy podawali się za McMurtry'ego, by zaistnieć w mediach „Gdy skończyłem »Tajemnicę Brokeback Mountain« - wspomina pisarz - moją myślą było: szkoda, że nie ja to napisałem".



Ossana i McMurtry kupili za własne pieniądze prawa do adaptacji opowiadania i w trzy miesiące uwinęli się ze scenariuszem. Po czym zaczęła się droga przez mękę. Scenariusz rozsyłany do kolejnych wytwórni wszędzie budził zarówno wielkie uznanie, jak i obawy. Chęć wyreżyserowania „Tajemnicy Brokeback Mountain" wyrażali tak różni reżyserzy jak Gus van Sant oraz Joel Schumacher, jednak żadne hollywoodzkie studio nie miało odwagi sfinansować tej historii miłości dwóch kowbojów, która zaczyna początku lat 60. XX wieku i trwa blisko dwie dekady.

Tematyka gejowska długo była w kinie niemile widziana, nie tylko z powodów obyczajowych, ale także merkantylnych. Brytyjski miesięcznik „Sight and Sound" przypomina casus „Śmiertelnej pułapki", thrillera Sidneya Lumeta z 1982 roku. Producent filmu utrzymywał, że pocałunek Michaela Caine'a z Christopherem Reevesem pozbawił go 10 milionów dolarów wpływów.

Jednak czasy się zmieniają i dziś postacie, aluzje oraz wątki homoseksualne są wręcz pożądane, nawet w wysokobudżetowych produkcjach. Problem w tym, że „Tajemnica Brokeback Mountain" nie tylko czyni z gejowskiej love story główny temat filmu, nie tylko pokazuje to uczucie bez pruderii, niedomówień i ściemniania ekranu w momentach strategicznych, lecz przede wszystkim narusza rozmaite tabu amerykańskiej kultury.


Męskie więzi, homospołeczne relacje ukształtowały mitologię Dzikiego Zachodu. Widać to właściwie w każdym westernie. Fabuła najczęściej osnuta jest tam wokół mocnej przyjaźni lub równie mocnej rywalizacji kowbojów. Kobieta pełni rolę rekwizytu (dziwka z saloonu, wierna żona na ranchu), ewentualnie przedmiotu wymiany pomiędzy męskimi bohaterami (patrz choćby „Butch Cassidy i Sundance Kid"). Western jednak nigdy dotąd - przynajmniej w wersji „mainstreamowej"- nie przekroczył cienkiej linii dzielącej to, co społecznie afirmowane, od tego, co zakazane. Przeciwnie - im kontekst homospoieczny jest w nim silniejszy, tym ściślej musi być kamuflowany przez homofobię. W pochodzącym jeszcze z czasów kina niemego westernie „Wanderer of the West" (1927) występuje ciota, której towarzyszy komentarz: „Clarence the Clerk to wybryk natury w kraju, gdzie mężczyźni są mężczyznami". „Tajemnica Brokeback Mountain" pokazuje obie strony - i homoerotyczną, i homofobiczną - Dzikiego Zachodu. W październiku 1998 roku, tam, gdzie toczy się akcja opowiadania - w stanie Wy-oming - zamordowano 22-letniego studenta Matthew Shepherda. Była to najgłośniejsza ze „zbrodni nienawiści" popełnionych na osobach o orientacji homoseksualnej. W 2002 roku Moises Kaufman poświęcił temu wydarzeniu film „The Laramie Project". Powstał on w niezależnej wytwórni Good Machine, której jednym z szefów był James Schamus, pisarz i producent, także zainteresowany scenariuszem „Tajemnicy Brokeback Mountain". Do jego realizacji udało się doprowadzić dopiero, kiedy Schamus przeniósł się do hollywoodzkiego Universalu, gdzie został jednym z prezesów „arthouse'owego" studia Focus Features.


Schamus podsunął „Tajemnicę Brokeback Mountain" Angowi Lee po zakończeniu wspólnej pracy nad „Przyczajonym tygrysem, ukrytym smokiem" (2000). Pochodzący z Tajwanu reżyser zachwycił się i opowiadaniem, i scenariuszem, ale też nie bardzo wierzył, że ktoś zechce dać pieniądze na fabułę tego typu. Zamiast niej obaj panowie zrealizowali więc „Hulka" (2003).


Zniechęcony chłodnym przyjęciem adaptacji komiksu Lee postanowił na jakiś czas wycofać się z branży. Ale gdy scenariusz „Tajemnicy Brokeback Mountain" ujrzał wreszcie zielone światło, bez namysłu podjął się reżyserii, bo - jak mówi - „ta historia nie mogła mu wyjść z głowy". Poza tym realizacja prostej, epickiej opowieści pozbawionej efektów specjalnych była dla niego prawdziwym wytchnieniem po poprzednich widowiskach. Lee uważa zresztą „Tajemnicę Brokeback Mountain" bardziej za historię miłosną niż za western. Śmieje się nawet, że nakręcił już pre-western („Przejażdżka z diabłem", 1999), a teraz przyszło mu zrobić post-western. Nie jest to także jego pierwsze spotkanie z tematyką homoseksualną. Gejowska para była bohaterem „Przyjęcia weselnego" (1993), filmu, który przyniósł mu światowy rozgłos. Lee - sam żonaty, ojciec dwójki dzieci - swobodnie opowiada dziennikarzowi „Sight and Sound" o homoseksualnych aspektach swoich filmów: „»Przejażdżka z diabłem« jest bardzo homo i nic na to nie można poradzić. W czasie wojny secesyjnej ci wszyscy mężczyźni spali razem jak łyżeczki w szufladzie. Walka Hulka z ojcem również jest bardzo homo". Na pytanie, dlaczego tak łatwo utożsamić mu się z gejowskimi bohaterami, wyznaje: „Pewnie dlatego, że sam czuję się outsiderem".


Do głównych ról w filmie typowani byli m.in. Billy Crudup, Colin Farrell oraz Josh Hartnett. Ostatecznie rolę mrukliwego Ennisa Del Mara zagrał Australijczyk Heath Ledger. „Według mnie - mówi aktor - Ennis toczy walkę ze swoim rodzinnym dziedzictwem. Mierzy się z przekonaniami, które wpoił mu ojciec i ojciec ojca. Czuje niechęć do homoseksualistów, choć sam kocha się w drugim mężczyźnie. Nie akceptuje samego siebie. Potrzebuje, żeby ktoś skopał mu tyłek".


Ledger stał się znany dzięki roli syna Mela Gibsona w „Patriocie" (2000). Potem występował m.in. w „Monster's Ball: Czekając na wyrok" (2001) i „Obłędnym rycerzu" (2001), ciągle jednak brakowało w jego filmografii tytułu, który uczyniłby z niego gwiazdę. Ubiegły rok okazał się dla Ledgera przełomowy, aktor pojawił się w głównych rolach aż w trzech filmach znanych reżyserów - oprócz „Brokeback..." również w „Nieustraszonych braciach Grimm" Terry'ego Gilliama i „Casanovie" Lasse Hallstroema. Żonę Ennisa, Almę, zagrała Michelle Williams (trzy lata temu oglądaliśmy ją w „Dróżniku"), w której Ledger zakochał się ze wzajemnością podczas prób do „Tajemnicy...". Ponoć, gdy kręcono zbliżenie twarzy Williams w scenie, w której jej bohaterka przypadkiem widzi, jak Ennis całuje się z innym mężczyzną, aktorka poprosiła Ledgera i Gyllenhaala, by faktycznie zaczęli się całować. I długo narzekała, że robią to za mało intensywnie. Aż wreszcie pojawił się na jej twarzy odpowiedni wyraz zszokowania.


Wcześniej niż Ledger do obsady trafił Jake Gyllenhaal, który wcielił się w drugiego z kochanków, Jacka Twista. „W książce ten facet jest nawet bardziej szorstki i zwalisty niż Ennis - mówi Lee. - Jake natomiast to typ miejskiego chłopca. Pomyślałem, że w filmie dobrze będzie uczynić z Jacka romantyka i ustawić go jako kontrapunkt dla bohatera granego przez Heatha".


Gyllenhaal nie miał żadnych obiekcji przed występem w tego typu filmie, choćby dlatego, że gejami są jego ojcowie chrzestni i część krewnych. Ze spokojem odpowiada też na pytania o sceny erotyczne z Ledgerem, podkreślając, że to nigdy nie jest łatwe do zagrania, niezależnie od płci partnera. Sporo zresztą o tych scenach rozmawiano w czasie prób, analizując je raczej od strony psychologicznej niż technicznej. Według Anga Lee najważniejsze, żeby widzowie uwierzyli w chemię, która wytworzyła się między bohaterami. Więcej plotek niż akty seksualne wywołał fragment, w którym Ennis i Jack skaczą nago z wysokiej skały do rzeki. Ponieważ Lee zdecydował, że w filmie nie będzie frontalnej nagości, także tę scenę oglądamy z oddalenia. Ale paparazzi sfotografowali gołego Ledgera i teraz jego zdjęcia krążą po Internecie. Np. na stronie: [link widoczny dla zalogowanych] albo [link widoczny dla zalogowanych] jak również [link widoczny dla zalogowanych] Gyllenhaala zastąpił dubler. Podobno nie dlatego, że aktor nie chciał wystąpić nago - po prostu nie mógł przełamać lęku przed skokiem z takiej wysokości.


Film miał niski budżet: 14 milionów dolarów. Zdjęcia kręcono głównie w stanie Alberta w Kanadzie, nie tylko ze względu na koszty, ale także z powodu atmosfery, zdecydowanie bardziej kowbojskej, a zarazem „gay friendly" niż w Teksasie czy Wyoming. Przy wielu scenach pomocą służyli członkowie Gay Rodeo Association. Uczyli na przykład Jake'a Gyllenhaala, jak jeździć na byku. Po raz pierwszy „Tajemnica Brokeback Mountain" została pokazana we wrześniu ubiegłego roku na festiwalu w Wenecji, gdzie film otrzymał główną nagrodę. W Stanach Zjednoczonych trafił na ekrany 9 grudnia. Początkowo był wyświetlany zaledwie w pięciu kinach i... osiągnął zawrotną średnią wpływów z jednej kopii - ponad 100 tysięcy dolarów. Po dwóch tygodniach przedarł się do pierwszej dziesiątki amerykańskiego box office'u (choć grany był w zaledwie 69 kinach; przeważnie nawet tysiąc nie wystarcza, by znaleźć się w Top Ten), po miesiącu dystrybucji zwrócił się budżet filmu. W międzyczasie obraz zgarnął kolejne nagrody od stowarzyszeń krytyków i cztery Złote Globy.


Najważniejsze jednak, że zbiera przychylne opinie i to wcale nie tylko od kobiet oraz publiczności gejowskiej. Nawet wrodzy mu krytycy z rozmaitych stowarzyszeń chrześcijańskich, dystansując się od zawartości dzieła, przyznają, że pod względem artystycznym stoi ono na wysokim poziomie. Jaką moc oddziaływania może mieć „Brokeback Mountain", niech świadczy jeden z wpisów na forum internetowym: „Ten film zniszczył moje małżeństwo!". Wygląda na to, że bariera została przełamana i historie homoseksualne coraz śmielej będą wkraczać do hollywoodzkiego kina. Oczywiście, otwarta pozostaje jeszcze kwestia, jak „Tajemnica..." zostanie przyjęta w naszym, ze wszech miar specyficznym, kraju. Ale to już nie jest zmartwienie twórców filmu.


[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Alma




Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 18:38, 02 Maj 2006 Powrót do góry

Jezcze tylkojedno słówko do Szkapy. kiedy myślę o BBM jako o fi;lmie pięknym to mam na myśli raczej zdjęcia i muzykę. historia sama w sobie to już całkieminna sprawa, emocje, uczucia.... To już wiele zalezy od tego kim się jest i jak się historie o trgicznycm uczuciu odbiera w goóle...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szkapa
Gość






PostWysłany: Wto 22:37, 02 Maj 2006 Powrót do góry

Cały dzien zastanawiałam się nad problemem „wiedzieć czy czuć”i dochodzę do wniosku,że to tak samo trudne jak „mieć czy być”.Te kwestie zazębiają się i często stają się jednym.
Według mnie Jack CZUŁ i WIEDZIAŁ,że jest w życiu Ennisa kimś szczególnym,ale to wcale nie znaczy,że miał świadomość uczucia,jakim darzy go Ennis.Wprost przeciwnie-CZUŁ iWIEDZIAŁ,ze nie jest i nigdy nie będzie dla niego tak ważny jak żona,dzieci,opinia sąsiadów czy nawet sezonowe liczenie bydła(wiem,ze to ostre słowa ,ale czyż nie takimi argumentami posługuje się Ennis?)
Almo,Ennis miał rację!!!-dzięki,że to napisałaś,bo ja tak samo myślę.. Tak mogło być w tej strasznej chwili..Ennis miał rację ,a ja zasłużyłem sobie na to co mnie spotyka,trzeba było się pilnować ,trzymać samego siebie na tej krótkiej smyczy...
I coś jeszcze z innej beczki-ze wszystkich kobiecych postaci z tego filmu najbardziej zapamiętałam młodą Almę,jej smutną twarz,wielkie,jakby wszystko rozumiejące oczy...ta dziewczyna to jedyne co zostało Ennisowi,to belka,której może się jeszcze uchwycić na tym oceanie pustki.Nadzieja,że jego życie może mieć jeszcze jakiś sens.
Alma




Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 7:12, 03 Maj 2006 Powrót do góry

Szkapa, napisałaś to co myślę o Almie, córce Ennisa. Jest niesamowicie wazną postacię w filmie i strasznie mi się podoba, że rozbudowano jej rolę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin