FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 wrażenia:) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 23:08, 25 Mar 2009 Powrót do góry

Eve napisał:
(...)
I mam nadal chyba zbyt emocjnalny stosunek do tego wszystkiego...


Ja chyba też Eve - dlatego piszę to wszystko Wink

Eve napisał:
Z jednej strony wiem dlaczego takie były Ich decyzje, a z drugiej mam ochotę udusić chłopaków za tę ,,niemrawość,, i ,,co ma być, to będzie,,!
Kocham ten film, za niedopowiedzenia, subtelność i właśnie taki, a nie inny przesmutny koniec, ale gdyby była to prawdziwa historia potrząsnęłabym szczególnie Ennisem - co by stracił ryzykując? Przecież już raz zdobył się na odwagę i po tej pierwszej nocy wrocił do namiotu. A dalej?!


Ennis był "odważniejszy" w górach, gdzie byli sami, gdzie czuł się bezpieczny, ale nie wśród ludzi, zwłaszcza ze świadomością, co jego czy Jacka może spotkać ze strony niektórych z nich. To go tak bardzo ograniczało, hamowało.

Eve napisał:
(...) Dlaczego tak bardzo bali się całego świata?
cholewcia, ja - taka nieśmiała sierotka- potrafiłam wyprowadzić się z domu, 100km dalej zamieszkać sobie samej, zmienić pracę, bo rodzicom nie podobało się z Kim układam sobie życie. Tego Kogoś już dawno nie ma, ale fajnie spojrzeć na siebie w lustrze... W efekcie chyba zyskałam szacunek rodzicieli, bo choć wyboru Ślubnego też na początku nie pochwalali, to nic, a nic się nie odzywali. A teraz - Prawdziwa Szczęśliwa Rodzinka!
Przepraszam za tę dygresję o sobie, ale może wlasnie dlatego mam do chłopakow taki żal...


Eve, zwróć uwagę na czas i miejsce, w którym rozgrywa się akcja filmu czy książki (choć pewnie doskonale to wiesz Smile ), a myslę, że zrozumiesz. Nietolerancja jest niestety obecna również w naszym życiu, w dzisiejszych czasach, a co dopiero wtedy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:39, 26 Mar 2009 Powrót do góry

moongirl napisał:
Mam wrażenie (jeśli się mylę to mnie popraw, proszę), że Ty mówisz tu o byciu panem własnego losu w sensie samodzielnego podejmowania decyzji w poczuciu, że są to NASZE WŁASNE decyzje, wynikające tylko z NASZYCH OSOBISTYCH przekonań, zgodne z tym, co naprawdę myślimy - ale również świadomość ponoszenia konsekwencji i odpowiedzialność.


Dokładnie o to mi chodziło. Sam bym tego lepiej nie ujął (:


moongirl napisał:
"Być panem własnego losu" - to według mnie takie prawdziwe (czy szczere) życie w zgodzie z własnym sumieniem, sercem czy uczuciami - a nie życie zgodne z tym, co się KOMUŚ podoba (oczywiście w granicach rozsądku, nie szkodząc nikomu), wbrew sobie czy "w ukryciu". 
Wiem, że to czasem trudne, może nawet czasem niemożliwe - i w tym kontekście zastanawiałam się czy Jack rzeczywiście był panem swojego losu. 


Według mnie nie. Przemawia o tym przede wszystkim „próba” założenia z rodziny i posiadanie dzieci (on je miał, bo już nie pamiętam). Nie był szczery wobec siebie, wobec własnego serca, duszy, umysłu itd.
Oszukiwał żonę, która go kochała(?). Żył wobec normalnych, konserwatywnych zasad, które społeczeństwo tam wpajało każdemu. Nie był sobą. Żem tak powiem: tutaj w pewnym momencie można mówić o fatum. Jack powierzył swoje życie komuś/czemuś [ dokładnie bliżej nieokreślonej rzeczy, którą zwykło się nazywać bóg ]. Czekał co przyniesie ze sobą czas.


moongirl napisał:
]No właśnie tak sobie pomyślałam, dlaczego Jack planował życie z Ennisem (a potem już z tym drugim mężczyzną) na ranczu swoich rodziców, a nie gdzieś dalej? Przecież dobrze znał obawy Ennisa, dlaczego więc nie namawiał go do wyjazdu gdzieś znacznie dalej? Choć wiemy jakie Ennis miał zdanie o podróżach, wyjazdach... Niezbyt chętny jakimkolwiek zmianom. 


Mi się wydaje, że „Meksyk” to była jednorazowa wpadka. To był tylko seks. Bez żadnych konsekwencji.
Miłość, a tym bardziej układanie planów nie wchodziło w grę.

moongirl napisał:
]Ennis chyba przeczuwał, że nigdzie nie będą mieli spokoju, bo zawsze i wszędzie znajdzie się KTOŚ, komu nie spodoba się dwóch facetów mieszkających razem. (Ciekawe tylko czy dwie kobiety byłyby bardziej (łatwiej) akceptowalne?)


Musiałbyć w latach 60 jakiś kraj/stan/prowincja w której jest wyższa tolerancja. Gdyby jej nie było, świat nie poszedłby na przód, w niektórych państwach nie zalegalizowanoby ślubów homoseksualnych, a inni homo nie ujawnialiby się w obawie o swoje życie.

W filmie bohaterowie nie wpadają na ten pomysł, więc nie ma mowy o tym. Można się tylko domyślać.

Kobieta + kobieta bardziej (łatwiej) akceptowalne? Myślę, że tak. Zauważ, że więcej homofobów jest wśród facetów i bardziej normalna jest dla niego taka myśl. (Poza tym nie oszukujmy się, faceci to tej pory oglądają świerszczyki i dwie kobiety w łóżku to byłoby dla niego spełnienie marzeń - choć są oczywiście tacy, których to nie podnieca).


moongirl napisał:
To wszystko prawda. Ale nie napisałeś o najważniejszym - Ennis potwornie bał się ŚMIERCI , a może raczej sposobu (!), w jaki mógłby (on czy Jack) zginąć. TA myśl (a pewnie i obraz), tak silnie "zaszczepiona" w dzieciństwie, była tak obezwładniająca, tak przerażająca, że jego decyzja co do Jacka nie mogła być inna. Taki wpojono mu "bieg wydarzeń" i nawet nie zastanawiał się czy mógłby wierzyć w coś innego. 

Odpowiadając na Twoje pytanie: Mógł stracić życie, które - mimo wszystko - było dla niego najcenniejsze. 


Zadam Ci pytanie: czy Ty boisz się śmierci.
Pozwolisz, że wyprzedzę Twoją odpowiedź: każdy człowiek boi się tego – i jest wiele czynników, które na to wpływają m.in.: nikt nie wie co „tam” jest, czy śmierć boli, czy długo będzie się cierpiało itp. Gdyby jednak każdy bał się tego, to ludzie nie wychodziliby z domów w obawie.

Dlatego jednak należy PRZEŻYĆ życie. Należy podejmować decyzje – czy to zgodne z „normalnością” czy nie – i przede wszystkim należy nie bać się ich podejmować.

Ennis się bał i przegrał.


moongirl napisał:
]Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jakbym oskarżała Jacka, że sam jest sobie winien, bo mógł się bardziej "ukrywać". Ale jednak muszę przyznać, że gdyby może bardziej przemyślał sprawę, jakoś inaczej wszystko zorganizował i pomyślał o możliwych konsekwencjach, może mógłby żyć dalej... (ale mnie wyobraźnia poniosła...

Tu się z Tobą całkowicie zgodzę. Powinni się ukrywać – wiemy jaka była ludność i co zrobili z Jackiem.
Też uważam, że gdyby inaczej to rozegrali po przyjeździe to miasta, to obaj byliby zdrowi (chciałem też powiedzieć „i szczęśliwi”, ale chyba raczej tutaj nie byłoby tego).


moongirl napisał:
Smutne... Próbował tylko ŻYĆ W ZGODZIE ZE SOBĄ (w jakimś stopniu) i za TO spotkała go śmierć...
 

Ale w bardzo małym. Reszta w jego życiu to było kłamstwo i obłuda. Choć może gdyby nie żeniłby się z (nie pamiętam jej imienia, ale wszyscy wiemy o kogo chodzi), to jej ojciec (bo kto innego mógł to zrobić) nie zabiłby go. Może by uniknął śmierci – choć nie wiadomo.


moongirl napisał:
Tak, to jest do zaplanowania, przewidzenia, ale też nie do końca. To przecież życie - kolejne doświadczenia, błędy, sukcesy czy porażki - weryfikuje nasze decyzje. I fajnie jest kiedy nasze plany na życie są zgodne z planami naszej "drugiej połówki"

Tego nie skomentuję, bo ja jeszcze nie doświadczony w tych sprawach (:


moongirl napisał:
Ja też w to nigdy nie uwierzę, bo może ktoś mi wytłumaczy co z ludźmi, którzy w Boga nie wierzą??? Kto im układa życie?


Witaj w klubie. Jesteś niewierząca?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 12:51, 30 Mar 2009 Powrót do góry

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

"Być panem własnego losu" - to według mnie takie prawdziwe (czy szczere) życie w zgodzie z własnym sumieniem, sercem czy uczuciami - a nie życie zgodne z tym, co się KOMUŚ podoba (oczywiście w granicach rozsądku, nie szkodząc nikomu), wbrew sobie czy "w ukryciu".
Wiem, że to czasem trudne, może nawet czasem niemożliwe - i w tym kontekście zastanawiałam się czy Jack rzeczywiście był panem swojego losu.


Według mnie nie. Przemawia o tym przede wszystkim „próba” założenia z rodziny i posiadanie dzieci (on je miał, bo już nie pamiętam). Nie był szczery wobec siebie, wobec własnego serca, duszy, umysłu itd.
Oszukiwał żonę, która go kochała(?). Żył wobec normalnych, konserwatywnych zasad, które społeczeństwo tam wpajało każdemu. Nie był sobą. Żem tak powiem: tutaj w pewnym momencie można mówić o fatum. Jack powierzył swoje życie komuś/czemuś [ dokładnie bliżej nieokreślonej rzeczy, którą zwykło się nazywać bóg ]. Czekał co przyniesie ze sobą czas.


O ile Cię dobrze zrozumiałam, to jednak przyznajesz, że Jack nie do końca mógł być panem swojego losu.

Cieszę się, że rozumiesz mój punkt widzenia Wink

To ciekawe, że różne sprawy, które czasem wydają się nam oczywiste, po głębszym przemyśleniu (spojrzeniu z innej strony, w różnych sytuacjach) okazuje się, że już takie oczywiste nie są.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

No właśnie tak sobie pomyślałam, dlaczego Jack planował życie z Ennisem (a potem już z tym drugim mężczyzną) na ranczu swoich rodziców, a nie gdzieś dalej? Przecież dobrze znał obawy Ennisa, dlaczego więc nie namawiał go do wyjazdu gdzieś znacznie dalej? Choć wiemy jakie Ennis miał zdanie o podróżach, wyjazdach... Niezbyt chętny jakimkolwiek zmianom.


Mi się wydaje, że „Meksyk” to była jednorazowa wpadka. To był tylko seks. Bez żadnych konsekwencji.
Miłość, a tym bardziej układanie planów nie wchodziło w grę.


No tak, jeśli chodzi o Meksyk - to chodziło tylko o seks, ale czy był to tylko raz??? Mam wrażenie, że jednak nie.
Mi chodziło o plany Jacka na życie z mężczyzną, o których mówił jego ojciec (kiedy Ennis pojechał do rodziców Jacka po jego śmierci) i o miejsce, w którym Jack chciał spędzić resztę życia. Dlaczego nie "wpadł" na to, że mieszkając dalej od domu rodzinnego być może miałby szansę na życie z Ennisem... Czy rzeczywiście chciał pomóc ojcu - mimo wszystko - do którego miał przecież ogromny żal. Być może, w końcu nie był złym człowiekiem...

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Ennis chyba przeczuwał, że nigdzie nie będą mieli spokoju, bo zawsze i wszędzie znajdzie się KTOŚ, komu nie spodoba się dwóch facetów mieszkających razem. (Ciekawe tylko czy dwie kobiety byłyby bardziej (łatwiej) akceptowalne?)


Musiałbyć w latach 60 jakiś kraj/stan/prowincja w której jest wyższa tolerancja. Gdyby jej nie było, świat nie poszedłby na przód, w niektórych państwach nie zalegalizowanoby ślubów homoseksualnych, a inni homo nie ujawnialiby się w obawie o swoje życie.


Pewnie, że musiało być takie miejsce i myślę, że było może całkiem niedaleko (może jakieś większe miasto?).

Napisałam: "Ennis przeczuwał", ale może bardziej pasuje tu słowo: obawiał się (myślał/wierzył), że zawsze i wszędzie znajdzie się KTOŚ, komu nie spodoba się dwóch facetów mieszkających razem.

Dark Red Apple napisał:

Kobieta + kobieta bardziej (łatwiej) akceptowalne? Myślę, że tak. Zauważ, że więcej homofobów jest wśród facetów i bardziej normalna jest dla niego taka myśl. (Poza tym nie oszukujmy się, faceci to tej pory oglądają świerszczyki i dwie kobiety w łóżku to byłoby dla niego spełnienie marzeń - choć są oczywiście tacy, których to nie podnieca).


No właśnie, wiem o tym i zastanawiam się dlaczego tak jest? Skąd się to bierze?
Ten temat jest dobrze pokazany np. w pierwszym z epizodów w filmie: "Gdyby ściany mogły mówić 2" ("If these walls could talk 2"). Chociaż tak naprawdę cały ten film dotyczy tego tematu.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

To wszystko prawda. Ale nie napisałeś o najważniejszym - Ennis potwornie bał się ŚMIERCI , a może raczej sposobu (!), w jaki mógłby (on czy Jack) zginąć. TA myśl (a pewnie i obraz), tak silnie "zaszczepiona" w dzieciństwie, była tak obezwładniająca, tak przerażająca, że jego decyzja co do Jacka nie mogła być inna. Taki wpojono mu "bieg wydarzeń" i nawet nie zastanawiał się czy mógłby wierzyć w coś innego.

Odpowiadając na Twoje pytanie: Mógł stracić życie, które - mimo wszystko - było dla niego najcenniejsze.


Zadam Ci pytanie: czy Ty boisz się śmierci.
Pozwolisz, że wyprzedzę Twoją odpowiedź: każdy człowiek boi się tego – i jest wiele czynników, które na to wpływają m.in.: nikt nie wie co „tam” jest, czy śmierć boli, czy długo będzie się cierpiało itp. Gdyby jednak każdy bał się tego, to ludzie nie wychodziliby z domów w obawie.


Moja odpowiedź znów nie będzie tak oczywista Wink
Samej śmierci chyba się nie boję (bo jest nieunikniona, niejako "wpisana" w życie - i tak, jak nie pamięta się swoich narodzin, tak też nie pamięta się śmierci; po śmierci znajdziemy się w niebycie, w którym byliśmy przed urodzeniem - tak sądzę), boję się raczej samego umierania.

Chyba wszyscy boimy się "nieznanego" (choć w jakimś sensie nas to ciekawi), boimy się cierpienia, osamotnienia, boimy się końca... Ale na codzień nie myśli się o tym, bo to nie byłoby życie, tylko.... hmm....czekanie na śmierć?

Dark Red Apple napisał:

Dlatego jednak należy PRZEŻYĆ życie. Należy podejmować decyzje – czy to zgodne z „normalnością” czy nie – i przede wszystkim należy nie bać się ich podejmować.


Zgadzam się. W końcu: Raz się żyje! Very Happy

Dark Red Apple napisał:

Ennis się bał i przegrał.


I za późno to zrozumiał.

Myślę, że wielu ludzi tak ma - żyją z dnia na dzień, nie dbając o przyszłość czy nawet teraźniejszość, wielu rzeczy nie robią (by żyć lepiej, pełniej), myśląc, że MAJĄ CZAS i chyba potrzebują takiego jakiegoś silnego impulsu, przeżycia, emocji ("potrząśnięcia"), żeby się obudzić i opamiętać. Często jest tak, jak w przypadku naszego Ennisa - za poźno! Sad

Dla wielu osób właśnie obejrzenie BBM było takim impulsem do - chociaż - zastanowienia się nad sobą, swoim życiem; przemyślenia wielu kwestii, a następnie - być może - większych lub mniejszych zmian czy decyzji.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Smutne... Próbował tylko ŻYĆ W ZGODZIE ZE SOBĄ (w jakimś stopniu) i za TO spotkała go śmierć...


Ale w bardzo małym. Reszta w jego życiu to było kłamstwo i obłuda. Choć może gdyby nie żeniłby się z (nie pamiętam jej imienia, ale wszyscy wiemy o kogo chodzi), to jej ojciec (bo kto innego mógł to zrobić) nie zabiłby go. Może by uniknął śmierci – choć nie wiadomo.


Czyżbyś nie czytał opowiadania?

Teść Jacka już nie żył, kiedy Jack zginął. Film o tym nie mówi, ale jest to wspomniane w książce. Po obejrzeniu filmu też
brałam pod uwagę to, że ten mężczyzna mógł mieć udział (może nawet nie bezpośredni) w zabójstwie Jacka. Dopiero po przeczytaniu książki okazało się, że nie mógł brać w tym udziału, bo nie żył.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Tak, to jest do zaplanowania, przewidzenia, ale też nie do końca. To przecież życie - kolejne doświadczenia, błędy, sukcesy czy porażki - weryfikuje nasze decyzje. I fajnie jest kiedy nasze plany na życie są zgodne z planami naszej "drugiej połówki".


Tego nie skomentuję, bo ja jeszcze nie doświadczony w tych sprawach (:


No to, póki co, możesz przecież opierać się na obserwacjach otoczenia Wink

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Ja też w to nigdy nie uwierzę, bo może ktoś mi wytłumaczy co z ludźmi, którzy w Boga nie wierzą??? Kto im układa życie?


Witaj w klubie. Jesteś niewierząca?


Wbrew pozorom to trudne pytanie (dla mnie) i chyba nie w temacie (ale Blue mi chyba wybaczy Wink - mam nadzieję).

Od dłuższego czasu mam kryzys wiary, choć do końca niczego nie odrzuciłam.
Wychowano mnie w wierze katolickiej, ale będąc dorosłym i świadomym człowiekiem przestałam ślepo przyjmować wszystko na zasadzie: bo tak trzeba, wypada itd., choć rozumiem, że wiara polega właśnie na WIERZE i nikogo nie krytykuję za to, że w coś wierzy lub nie. Po prostu zastanawiam się, analizuję, wątpię, szukam.... Myślę, że kiedyś nadejdzie dzień (czas), kiedy się zdecyduję.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:59, 11 Kwi 2009 Powrót do góry

Przepraszam, że dopiero teraz odpisuje, ale w tym tygodniu miałem nawał pracy - i to nie tylko w szkole... To tyle tytułem wstępu.

moongirl napisał:
No tak, jeśli chodzi o Meksyk - to chodziło tylko o seks, ale czy był to tylko raz???


Myślę, a raczej wierzę, że tak. Jack przeżył swój "kryzys" - był samotny, nie miał Ennisa, to się skumulowało no i wyjechał do Meksyku. Sądzę, że Jack tego żałował.
moongirl napisał:

Mi chodziło o plany Jacka na życie z mężczyzną, o których mówił jego ojciec (kiedy Ennis pojechał do rodziców Jacka po jego śmierci) i o miejsce, w którym Jack chciał spędzić resztę życia. Dlaczego nie "wpadł" na to, że mieszkając dalej od domu rodzinnego być może miałby szansę na życie z Ennisem...


Wiesz, jemu też nie było łatwo. Miał do wyboru - sprzeciwić się ojcu oraz "normom" społeczeństwa czy żyć szczęśliwie z Ennisem. Chciał pogodzić oba te fakty, ale się nie udało. Ojciec się od niego odwrócił, nie nacieszył się miłością, a na dodatek został zabity.

Aha, co do ojca - tutaj nasunęło mi się takie porównanie do małżeństwa, w którym mąż znęca się psychicznie i fizycznie. Myślę, że Jack po części bał swojego ojca, jego reakcji dlatego (chyba) mu nie powiedział o jego uczuciach.

moongirl napisał:

zawsze i wszędzie znajdzie się KTOŚ, komu nie spodoba się dwóch facetów mieszkających razem.


Też nie rozumiem konserwatystów. Co im przeszkadza to? Przecież to nie oni będą żyć z przedstawicielem podobnej płci.
Nie wiem jak ja bym się zachował - bo to zależy od wielu czynników - starałbym się ich zaakceptować.

Mam nadzieję, że takie konserwatywne są tylko u osób starszych.

moongirl napisał:
No właśnie, wiem o tym i zastanawiam się dlaczego tak jest? Skąd się to bierze?
Ten temat jest dobrze pokazany np. w pierwszym z epizodów w filmie: "Gdyby ściany mogły mówić 2" ("If these walls could talk 2"). Chociaż tak naprawdę cały ten film dotyczy tego tematu.


Filmu nie oglądałem. A skąd się to bierze, też nie wiem. Trzeba będzie się nad tym zastanowić...

moongirl napisał:
Samej śmierci chyba się nie boję (bo jest nieunikniona, niejako "wpisana" w życie - i tak, jak nie pamięta się swoich narodzin, tak też nie pamięta się śmierci; po śmierci znajdziemy się w niebycie, w którym byliśmy przed urodzeniem - tak sądzę), boję się raczej samego umierania.


Nie wiem co rozumiesz pod pojęciem słowa "śmierć".
Dla mnie śmierć to przejście z jednego stanu ducha w drugi. Ja - chyba jednak wierzę w reinkarnację.
Najgorsze w śmierci jest ta nie pewność - czy boli, jak się umrze, co "tam" jest, co się dalej dzieje z człowiekiem.
Jednak gdyby wszyscy ludzie myśleli o śmierci to nie byłoby postępu cywilizacyjnego. Dlatego staram się przyjmować hasło:"Carpe Diem i do przodu" (:


moongirl napisał:
Dla wielu osób właśnie obejrzenie BBM było takim impulsem do - chociaż - zastanowienia się nad sobą, swoim życiem; przemyślenia wielu kwestii, a następnie - być może - większych lub mniejszych zmian czy decyzji.


U mnie czegoś takiego nie ma... Może dlatego, że dopiero całe życie przede mną.

A co mnie zachwyciło. O tym mogę mówić godzinę/godzinami. Przede wszystkim wątki, gra aktorska, reżyseria itp.

moongirl napisał:

Czyżbyś nie czytał opowiadania?


Niestety nie doznałem tej przyjemności ):
moongirl napisał:

Teść Jacka już nie żył, kiedy Jack zginął. Film o tym nie mówi, ale jest to wspomniane w książce. Po obejrzeniu filmu też
brałam pod uwagę to, że ten mężczyzna mógł mieć udział (może nawet nie bezpośredni) w zabójstwie Jacka. Dopiero po przeczytaniu książki okazało się, że nie mógł brać w tym udziału, bo nie żył.


W tym momencie odpadł mój główny podejrzany...

moongirl napisał:

No to, póki co, możesz przecież opierać się na obserwacjach otoczenia Wink


Chyba w telewizji na filmach czy serialach. Co do otoczenia - to ja nie wiem czy cokolwiek wyniknie z obserwacji...

moongirl napisał:

Od dłuższego czasu mam kryzys wiary, choć do końca niczego nie odrzuciłam.
Wychowano mnie w wierze katolickiej, ale będąc dorosłym i świadomym człowiekiem przestałam ślepo przyjmować wszystko na zasadzie: bo tak trzeba, wypada itd., choć rozumiem, że wiara polega właśnie na WIERZE i nikogo nie krytykuję za to, że w coś wierzy lub nie. Po prostu zastanawiam się, analizuję, wątpię, szukam.... Myślę, że kiedyś nadejdzie dzień (czas), kiedy się zdecyduję.


Ja zadecydowałem po jednej z lekcji historii. Dla mnie chrześcijanizm to jedna wielka bzdura. Przecież Chrystus to zwykły człowiek, który sobie i tysiącom innym wmówił, że jest jakimś synem boga i zaczął zbawiać. Mniej więcej tyle ja sam zrozumiałem z tej lekcji. Od tej pory jestem niewierzący.

Wierzę, że coś jest, ale nie że to bóg. Może wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 23:02, 18 Kwi 2009 Powrót do góry

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

No tak, jeśli chodzi o Meksyk - to chodziło tylko o seks, ale czy był to tylko raz???


Myślę, a raczej wierzę, że tak. Jack przeżył swój "kryzys" - był samotny, nie miał Ennisa, to się skumulowało no i wyjechał do Meksyku. Sądzę, że Jack tego żałował.


Ja też chcę (i wolę ) wierzyć, że to był jednorazowy "wypad" Jacka do Meksyku. Chyba ani w filmie, ani w książce nie jest to wyraźnie powiedziane - mam wątpliwości i chyba muszę zajrzeć do książki. A wkrótce planuję wrócić do filmu (mimo, że bardzo się boję) - za którym już mocno tęsknię... Sad
Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Mi chodziło o plany Jacka na życie z mężczyzną, o których mówił jego ojciec (kiedy Ennis pojechał do rodziców Jacka po jego śmierci) i o miejsce, w którym Jack chciał spędzić resztę życia. Dlaczego nie "wpadł" na to, że mieszkając dalej od domu rodzinnego być może miałby szansę na życie z Ennisem...


Wiesz, jemu też nie było łatwo. Miał do wyboru - sprzeciwić się ojcu oraz "normom" społeczeństwa czy żyć szczęśliwie z Ennisem. Chciał pogodzić oba te fakty, ale się nie udało. Ojciec się od niego odwrócił, nie nacieszył się miłością, a na dodatek został zabity.


Mam wrażenie, że czego by Jack nie zrobił to dla jego ojca i tak byłoby źle. Przecież ojciec zawsze go krytykował, nigdy nie chwalił. Całe życie Jack musiał mu coś udowadniać, a ojciec i tak w niego nie wierzył. Nie miał łatwego życia.

Na dodatek, już potem, w dorosłym życiu Jack "trafił" na teścia o podobnym charakterze - jednak tutaj chyba lepiej sobie radził (nie zapomnę tej sceny rodzinnej kolacji (czy obiadu), kiedy co chwilę wyłączali telewizor - rewelacyjna!) Wink.

I do tego wszystkiego w pewnym momencie doszła niespodziewana, ale jakże wielka miłość do mężczyzny, do Ennisa. Tak się zastanawiam - Jack raczej nie był do końca pewny siebie i pewny tego, że wspólne życie z Ennisem może im się udać.
Czy mógł z nim żyć szczęśliwie? Chyba sam (może nawet nieświadomie) przeczuwał, że mimo, że byliby razem, to nie mogliby być szczęśliwi tak do końca - zawsze obawialiby się ludzi i tego, co może ICH spotkać z ich strony. Być może na bezludnej wyspie mogłoby im się udać.... Smile

Dark Red Apple napisał:

Aha, co do ojca - tutaj nasunęło mi się takie porównanie do małżeństwa, w którym mąż znęca się psychicznie i fizycznie. Myślę, że Jack po części bał swojego ojca, jego reakcji dlatego (chyba) mu nie powiedział o jego uczuciach.


Nie rozumiem właśnie zachowania ojca Jacka. Myślę, że ojciec mając syna, jedynaka, powinien być dumny z tego faktu, powinien uczyć go życia, wychowywać i być dumnym, że pozostawi COŚ po sobie na tym świecie.

A ojciec Jacka zachowywał się tak, jakby wcale go nie chciał i wiecznie miał o coś pretensje do syna. Tak przynajmniej jest to pokazane.

W takiej sytuacji oczywiste jest to, że Jack bał się reakcji ojca (dobrze znał jego poglądy). Zresztą mieli ze sobą słaby kontakt, więc jak miał mu się zwierzać?
Z jakim obrzydzeniem opowiadał Ennisowi, że Jack miał zamieszkać tam na farmie z innym mężczyzną.

Sporo tu było nienawiści, ale z drugiej strony ojciec był chyba w jakimś stopniu wdzięczny Jackowi, że chciał ojcu na stare lata pomóc i zająć się pracą na farmie.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

zawsze i wszędzie znajdzie się KTOŚ, komu nie spodoba się dwóch facetów mieszkających razem.


Też nie rozumiem konserwatystów. Co im przeszkadza to? Przecież to nie oni będą żyć z przedstawicielem podobnej płci.
Nie wiem jak ja bym się zachował - bo to zależy od wielu czynników - starałbym się ich zaakceptować.

Mam nadzieję, że takie konserwatywne są tylko u osób starszych.


To chyba nie zależy od wieku - są przecież młodzi ludzie o konserwatywnych poglądach, ale i starsze osoby o otwartych umysłach, tolerancyjni i liberalni.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Samej śmierci chyba się nie boję (bo jest nieunikniona, niejako "wpisana" w życie - i tak, jak nie pamięta się swoich narodzin, tak też nie pamięta się śmierci; po śmierci znajdziemy się w niebycie, w którym byliśmy przed urodzeniem - tak sądzę), boję się raczej samego umierania.


Nie wiem co rozumiesz pod pojęciem słowa "śmierć".
Dla mnie śmierć to przejście z jednego stanu ducha w drugi. Ja - chyba jednak wierzę w reinkarnację.
Najgorsze w śmierci jest ta nie pewność - czy boli, jak się umrze, co "tam" jest, co się dalej dzieje z człowiekiem.


I znów mam problem z odpowiedzią. Dla mnie śmierć to ostatni moment życia, to po prostu koniec życia. Nie wiadomo, co jest potem i czy w ogóle coś jest. Nie jesteśmy już wtedy świadomi - tak, jak wtedy kiedy zasypiamy. Przychodzi sen i tracimy świadomość.

Śmierć to dla mnie jeden moment, ostatnia sekunda życia, ostatni oddech. Bardziej jednak boimy się umierania i tej niepewności - czy coś jest dalej (życie wieczne czy życie w kolejnym wcieleniu) czy to już definitywnie koniec nas na zawsze... Najbardziej w śmierci boimy się chyba tego, że jest ona nieunikniona i nieodwracalna.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Dla wielu osób właśnie obejrzenie BBM było takim impulsem do - chociaż - zastanowienia się nad sobą, swoim życiem; przemyślenia wielu kwestii, a następnie - być może - większych lub mniejszych zmian czy decyzji.


U mnie czegoś takiego nie ma... Może dlatego, że dopiero całe życie przede mną.


Może. Ale może kiedyś coś takiego się stanie, może za ileś lat wrócisz do tego filmu i zwrócisz uwagę na coś, czego nie możesz (z racji wieku - choć tak naprawdę nie wiem ile masz lat i mogę się tylko domyślać) dostrzec teraz.

Ktoś tu na forum pisał, że zmienił pracę, ktoś nauczył się języka, ktoś coś sobie postanowił, a ktoś inny zweryfikował swoje poglądy na temat wiary w boga...

Reakcje i wrażenia po obejrzeniu BBM są bardzo różne - tak, jak różni są ludzie, więc...

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Czyżbyś nie czytał opowiadania?


Niestety nie doznałem tej przyjemności ):


Uuups, przepraszam, ale chyba pozbawiłam Cię w pewnym stopniu przyjemności odkrywania różnic między filmem a książką. Nie było to moim zamiarem. Tak już w rozmowie wyszło...

Dark Red Apple napisał:

W tym momencie odpadł mój główny podejrzany...


W tej kwestii długo myślałam podobnie i rzeczywiście można tak myśleć, jeśli się nie zna opowiadania. A znając film i mnóstwo niedopowiedzeń w nim zawartych, nic nie stało na przeszkodzie, by tworzyć sobie własne zakończenia różnych wątków.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:


No to, póki co, możesz przecież opierać się na obserwacjach otoczenia


Chyba w telewizji na filmach czy serialach. Co do otoczenia - to ja nie wiem czy cokolwiek wyniknie z obserwacji...


No ja na filmach, a zwłaszcza serialach bym zbyt mocno nie polegała i nie wyrabiała sobie na ich podstawie zdania. A jeśli chodzi o otoczenie - to nie chodziło mi o Twoich rówieśników, może raczej rodzinę, odrobinę starszych znajomych itp. - mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:


Od dłuższego czasu mam kryzys wiary, choć do końca niczego nie odrzuciłam.
Wychowano mnie w wierze katolickiej, ale będąc dorosłym i świadomym człowiekiem przestałam ślepo przyjmować wszystko na zasadzie: bo tak trzeba, wypada itd., choć rozumiem, że wiara polega właśnie na WIERZE i nikogo nie krytykuję za to, że w coś wierzy lub nie. Po prostu zastanawiam się, analizuję, wątpię, szukam.... Myślę, że kiedyś nadejdzie dzień (czas), kiedy się zdecyduję.



Ja zadecydowałem po jednej z lekcji historii. Dla mnie chrześcijanizm to jedna wielka bzdura. Przecież Chrystus to zwykły człowiek, który sobie i tysiącom innym wmówił, że jest jakimś synem boga i zaczął zbawiać. Mniej więcej tyle ja sam zrozumiałem z tej lekcji. Od tej pory jestem niewierzący.

Wierzę, że coś jest, ale nie że to bóg. Może wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych


A ja myślę, że jedna lekcja historii to jednak zbyt mało, żebym tak od razu powiedziała bogu: żegnaj!

Zaskoczyło mnie, że to była historia, a nie religia. Mam wrażenie, że kiedy ja już podejmę decyzję, to będę się w niej jakiś czas "utwierdzać", a może samo podjęcie decyzji to będzie chwila? - tak jak u Ciebie.
Z racji tego, że od zawsze interesowała mnie biologia i wiele nauk biologicznych nie jest mi obcych (związane z tym były moje studia i związany jest z tym mój zawód) - wydawać by się mogło - powinno mi być łatwiej zrozumieć kwestię wiary w boga. Ale wcale nie jest.

Boskie stworzenie świata to dla mnie bardziej bajka, mit, w który "kazano" mi wierzyć, bo wierzyli w to również moi przodkowie, bo tak nakazuje tradycja. Jako dorosła osoba z całą świadomością i wiedzą (głównie tą biologiczną) zdecydowanie jestem za teorią ewolucji - i nic tego nie zmieni (no chyba, że jakieś naukowo potwierdzone "rewelacje", choć mało to prawdopodobne).

Najbardziej obawiam się chyba braku akceptacji ze strony bliskich. Myślę, ze np. moi rodzice uznaliby za swoją osobistą porażkę, gdybym teraz przyznała się, że nie wierzę w boga. Choć sami pewnie nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się nad swoją wiarą - jak większość ludzi (wg mnie).
I nie chodzi o to, ze "boję się" rodziców czy coś w tym rodzaju, po prostu wiem, że nie zrozumieliby mojej decyzji i mojego sposobu myślenia (zwłaszcza teraz, gdy sama nie jestem do końca przekonana). Może zrozumieliby w pewnym stopniu, po pewnym czasie i moim długim i cierpliwym tłumaczeniu.

Ta nietolerancja i brak zrozumienia są najgorsze, a spotykane niestety na każdym kroku. A poza tym trudno mi tak nagle odrzucić to wszystko, czym "karmiono" mnie przez lata. Bo może jednak jest w tym jakiś ukryty (?) nieznany nam sens?...

A Jezus może i był prostym, zwykłym człowiekiem - pracował, jadł ,spał - ale musiało być przecież w nim samym i jego życiu coś, czemu ludzie już wtedy uwierzyli i wierzą przecież do dziś!

Choć podobno kłamstwo powtórzone wiele razy w końcu staje się prawdą...
Jaką trzeba mieć siłę w sobie, jak wielki dar przekonywania, żeby za jednym człowiekiem poszły tłumy...

Masz prawo mieć swoje zdanie i ja nie mam nic do tego. Ale myślę, że jeśli sprawa wiary (lub nie) będzie dla Ciebie ważna, to jeszcze nie raz w życiu powrócisz do tej kwestii i zastanowisz się nad tym.

Rozumiem, że odrzuciłeś religię chrześcijańską , ale może zainteresujesz się inną? Chyba, że całkowicie odrzuciłeś boga, niezależnie od religii.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez moongirl dnia Wto 12:52, 21 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:39, 24 Kwi 2009 Powrót do góry

moongirl napisał:
wkrótce planuję wrócić do filmu (mimo, że bardzo się boję) - za którym już mocno tęsknię...


Czego się boisz?

Cytat:
Nie rozumiem właśnie zachowania ojca Jacka. Myślę, że ojciec mając syna, jedynaka, powinien być dumny z tego faktu, powinien uczyć go życia, wychowywać i być dumnym, że pozostawi COŚ po sobie na tym świecie.


Ojciec Jacka jest patologiczny. Był zerem, który nie dość, że sam nie miał dobrego życia to swojemu synowi również go nie zapewnił.
Nie rozumiał, że tak powinnien robić. Może jego rodzice go nie nauczyli...

Cytat:
Sporo tu było nienawiści, ale z drugiej strony ojciec był chyba w jakimś stopniu wdzięczny Jackowi, że chciał ojcu na stare lata pomóc i zająć się pracą na farmie.


Albo był to jeden z wielu obowiązków względem niego. A Jack nie potrafił mu odmówić.


Cytat:
To chyba nie zależy od wieku - są przecież młodzi ludzie o konserwatywnych poglądach, ale i starsze osoby o otwartych umysłach, tolerancyjni i liberalni.


Nie chodzi mi o Młodzież Wszechpolską! Razz A ludzie starsi, fałszywie pobożni, słuchający rozgłośni Ojca Dyrektora są małotolerancyjny.

Cytat:
Może. Ale może kiedyś coś takiego się stanie, może za ileś lat wrócisz do tego filmu i zwrócisz uwagę na coś, czego nie możesz (z racji wieku - choć tak naprawdę nie wiem ile masz lat i mogę się tylko domyślać) dostrzec teraz.


Powiem tak: do filmu NA PEWNO wrócę. Nie ma takiej siły by mi zakała go oglądać. A lat mam hmm... Za niecały rok dostanę dowód osobisty.

Ciekawi mnie, na ile mnie oceniałaś(:

Cytat:
Uuups, przepraszam, ale chyba pozbawiłam Cię w pewnym stopniu przyjemności odkrywania różnic między filmem a książką. Nie było to moim zamiarem. Tak już w rozmowie wyszło...


Nic nie szkodzi. Zresztą, gdybym mógł, to książkę przeczytałbym już 10 razy. Ale powieść robi taką furorę, że nie ma jej w Empikach...):


Cytat:

W tej kwestii długo myślałam podobnie i rzeczywiście można tak myśleć, jeśli się nie zna opowiadania. A znając film i mnóstwo niedopowiedzeń w nim zawartych, nic nie stało na przeszkodzie, by tworzyć sobie własne zakończenia różnych wątków.


Do zakończenia dopowiedziałem sobie zakończenia wątków. Ale intryguje mnie kto mógł zabić Jacka. Nie wiem czy komuś jeszcze się naraził do tego stopnia aby go zabili. Mi najbardziej pasował ojciec Almy. Ale skoro nie żyje, to zupełnie nie mam pomysłu, kto to mógł zrobić.

moongirl napisał:
wkrótce planuję wrócić do filmu (mimo, że bardzo się boję) - za którym już mocno tęsknię...


Czego się boisz?

Cytat:
Nie rozumiem właśnie zachowania ojca Jacka. Myślę, że ojciec mając syna, jedynaka, powinien być dumny z tego faktu, powinien uczyć go życia, wychowywać i być dumnym, że pozostawi COŚ po sobie na tym świecie.


Ojciec Jacka jest patologiczny. Był zerem, który nie dość, że sam nie miał dobrego życia to swojemu synowi również go nie zapewnił.
Nie rozumiał, że tak powinnien robić. Może jego rodzice go nie nauczyli...

Cytat:
Sporo tu było nienawiści, ale z drugiej strony ojciec był chyba w jakimś stopniu wdzięczny Jackowi, że chciał ojcu na stare lata pomóc i zająć się pracą na farmie.


Albo był to jeden z wielu obowiązków względem niego. A Jack nie potrafił mu odmówić.


Cytat:
To chyba nie zależy od wieku - są przecież młodzi ludzie o konserwatywnych poglądach, ale i starsze osoby o otwartych umysłach, tolerancyjni i liberalni.


Nie chodzi mi o Młodzież Wszechpolską! Razz A ludzie starsi, fałszywie pobożni, słuchający rozgłośni Ojca Dyrektora są małotolerancyjny.

Cytat:
Może. Ale może kiedyś coś takiego się stanie, może za ileś lat wrócisz do tego filmu i zwrócisz uwagę na coś, czego nie możesz (z racji wieku - choć tak naprawdę nie wiem ile masz lat i mogę się tylko domyślać) dostrzec teraz.


Powiem tak: do filmu NA PEWNO wrócę. Nie ma takiej siły by mi zakała go oglądać. A lat mam hmm... Za niecały rok dostanę dowód osobisty.

Ciekawi mnie, na ile mnie oceniałaś(:

Cytat:
Uuups, przepraszam, ale chyba pozbawiłam Cię w pewnym stopniu przyjemności odkrywania różnic między filmem a książką. Nie było to moim zamiarem. Tak już w rozmowie wyszło...


Nic nie szkodzi. Zresztą, gdybym mógł, to książkę przeczytałbym już 10 razy. Ale powieść robi taką furorę, że nie ma jej w Empikach...):


Cytat:

W tej kwestii długo myślałam podobnie i rzeczywiście można tak myśleć, jeśli się nie zna opowiadania. A znając film i mnóstwo niedopowiedzeń w nim zawartych, nic nie stało na przeszkodzie, by tworzyć sobie własne zakończenia różnych wątków.


Do zakończenia dopowiedziałem sobie zakończenia wątków. Ale intryguje mnie kto mógł zabić Jacka. Nie wiem czy komuś jeszcze się naraził do tego stopnia aby go zabili. Mi najbardziej pasował ojciec Almy. Ale skoro nie żyje, to zupełnie nie mam pomysłu, kto to mógł zrobić.

Cytat:
No ja na filmach, a zwłaszcza serialach bym zbyt mocno nie polegała i nie wyrabiała sobie na ich podstawie zdania. A jeśli chodzi o otoczenie - to nie chodziło mi o Twoich rówieśników, może raczej rodzinę, odrobinę starszych znajomych itp. - mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.


I nawet nie próbowałem. No chyba, że są to filmy poważne i wartościowe, na których faktycznie można się czegoś nauczyć. Ale nie serial typu Esmeralda, z którego potem i tak nic nie wynika.


A ja myślę, że jedna lekcja historii to jednak zbyt mało, żebym tak od razu powiedziała bogu: żegnaj!

Cytat:
Zaskoczyło mnie, że to była historia, a nie religia. Mam wrażenie, że kiedy ja już podejmę decyzję, to będę się w niej jakiś czas "utwierdzać", a może samo podjęcie decyzji to będzie chwila? - tak jak u Ciebie.
Z racji tego, że od zawsze interesowała mnie biologia i wiele nauk biologicznych nie jest mi obcych (związane z tym były moje studia i związany jest z tym mój zawód) - wydawać by się mogło - powinno mi być łatwiej zrozumieć kwestię wiary w boga. Ale wcale nie jest.


Uzupełnię swoją poprzednią wypowiedź. Ja już od jakiegoś dłuższego czasu nie wierzę w Boga. Lekcja ta była nie dawno i to właśnie ona do końca utwierdziła mnie w moim przekonaniu.

Ja jestem racjonalistą - ciężko mi uwierzyć w coś czego nie mogę zobaczyć. Boga nigdy nie zobaczę. Poza tym - nie wiem czy wygłaszać swoje myśli na ten temat, więc skończę na tym ten wątek.

Cytat:
Najbardziej obawiam się chyba braku akceptacji ze strony bliskich. Myślę, ze np. moi rodzice uznaliby za swoją osobistą porażkę, gdybym teraz przyznała się, że nie wierzę w boga. Choć sami pewnie nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się nad swoją wiarą - jak większość ludzi (wg mnie).
I nie chodzi o to, ze "boję się" rodziców czy coś w tym rodzaju, po prostu wiem, że nie zrozumieliby mojej decyzji i mojego sposobu myślenia (zwłaszcza teraz, gdy sama nie jestem do końca przekonana). Może zrozumieliby w pewnym stopniu, po pewnym czasie i moim długim i cierpliwym tłumaczeniu.


Porażka osobista? Dla mnie większą porażką jest oszukiwanie wszystkich dookoła i wmawianie, że jest się wierzącym. Porażka osobista byłaby, gdybyś popełniła przestępstwo. Ale życie szczerze wobec siebie - nie.
Poza tym - może Twoi rodzice boją się, co ludzie powiedzą?

Cytat:
A Jezus może i był prostym, zwykłym człowiekiem - pracował, jadł ,spał - ale musiało być przecież w nim samym i jego życiu coś, czemu ludzie już wtedy uwierzyli i wierzą przecież do dziś!


Jezus przypomina mi Hitlera. Wiem, może nie są to najlepsze skojarzenia, ale obydwaj byli dobrymi mówcami. To wystarczało aby tysiące ludzi im wierzyło.

Cytat:
Choć podobno kłamstwo powtórzone wiele razy w końcu staje się prawdą...
Jaką trzeba mieć siłę w sobie, jak wielki dar przekonywania, żeby za jednym człowiekiem poszły tłumy...


Wiesz co, religia i obchodzenie kultów było dla ludzi bogatych. Jezus stawiał na dobre uczynki, nie na świętowanie, czym przyciągnął biedotę.

Cytat:
Rozumiem, że odrzuciłeś religię chrześcijańską , ale może zainteresujesz się inną? Chyba, że całkowicie odrzuciłeś boga, niezależnie od religii.


To jest tak. Sam jestem nie wierzący, ale interesuje się tym jakie są religie, bogowie, reformy kościoła itp.
Przychylam się bardziej w stronę buddyzmu, aczkolwiek nie jest buddystą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
micsyd




Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:53, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Witam was gorąco po dłuższej nieobecności na forum! Mam nadzieję, że u starych wyjadaczy z forum wszystko w porząsiu Smile Przepraszam za długą nieobecność, czar z TBM gdzieś się ulotnił, aczkolwiek pamiętam wspaniałe momenty z tego filmu. Chciałem napisać, że pomimo trudności, jest wielka szansa, że spędzę niesamowity czas w Krakowie podczas letnich wakacji. Może nawet wyjadę na tydzień czasu Wink ślę buziaczki do zlygotyka, Haalki, jerry'ego, piotrka, moongirl i łukasza oraz pozdrowienia dla nowych forumowiczów TBM. ŻYJECIE TAM, EKIPO? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 18:16, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

micsyd napisał:
Witam was gorąco po dłuższej nieobecności na forum! Mam nadzieję, że u starych wyjadaczy z forum wszystko w porząsiu Smile Przepraszam za długą nieobecność, czar z TBM gdzieś się ulotnił, aczkolwiek pamiętam wspaniałe momenty z tego filmu. Chciałem napisać, że pomimo trudności, jest wielka szansa, że spędzę niesamowity czas w Krakowie podczas letnich wakacji. Może nawet wyjadę na tydzień czasu Wink ślę buziaczki do zlygotyka, Haalki, jerry'ego, piotrka, moongirl i łukasza oraz pozdrowienia dla nowych forumowiczów TBM. ŻYJECIE TAM, EKIPO? Very Happy


Witam Cię Michałku ponownie i ślę serdeczne uściski Smile

Dziękuję za pozdrowienia i niezmiernie się cieszę z Twoich planów wakacyjnych Very Happy

Cudownie jest marzyć, a jeszcze piękniej jest kiedy marzenia te staja się rzeczywistością!!!

Po powrocie nie zapomnij podzielić się wrażeniami Wink

Może zauważyłeś, ale w moim przypadku oczarowanie BBM nie słabnie, a co dopiero mówić o ulotnieniu się... Nie są to już co prawda te pierwsze najtrudniejsze emocje, ale jest po prostu inaczej. I niech to trwa jak najdłużej, najlepiej niech się nigdy nie skończy Wink

Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo uśmiechu, słońca i ... miłego powrotu na BBM! Może znów dasz się ponieść czarowi tego pięknego filmu?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 18:30, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Ale długaśny ten Twój post Wink

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
wkrótce planuję wrócić do filmu (mimo, że bardzo się boję) - za którym już mocno tęsknię...


Czego się boisz?


Hmm... Może to dziwnie zabrzmi, ale obawiam się tego, co znowu będzie się we mnie działo, tych emocji silnych targających wnętrze, po prostu tego strzału prosto w serce... Za wrażliwa chyba jestem i tyle;)

Choć teraz jest już inaczej (co nie znaczy, że lżej, bo może przez to nieuchronne tragiczne zakończenie jest gorzej... ) niż za pierwszym razem, bo wiadomo czego się spodziewać.

Boję się, ale nie mogę już nie wracać do tego filmu, bo go kocham - jak chyba wszyscy tutaj Smile - i mimo tych obaw z pewnością jeszcze nie raz do niego wrócę. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej, bez BBM Very Happy

I jeszcze jedno: boje się, że - mimo iż tysiące razy powtarzałam sobie, że to fikcja (w którą nie mogę uwierzyć) - znowu uwierzę w tę historię tak bardzo, że będę ją przeżywać naprawdę, jakby dotyczyła mnie osobiście (lub kogoś z mi bliskich).

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Sporo tu było nienawiści, ale z drugiej strony ojciec był chyba w jakimś stopniu wdzięczny Jackowi, że chciał ojcu na stare lata pomóc i zająć się pracą na farmie.


Albo był to jeden z wielu obowiązków względem niego. A Jack nie potrafił mu odmówić.


Po rozwodzie chyba po prostu nie miał innego pomysłu na życie, a może też nie miał pieniędzy na coś własnego. Poza tym wiedział, ze odziedziczy kiedyś farmę ojca, więc i tak pracowałby "na swoim".

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

To chyba nie zależy od wieku - są przecież młodzi ludzie o konserwatywnych poglądach, ale i starsze osoby o otwartych umysłach, tolerancyjni i liberalni.


Nie chodzi mi o Młodzież Wszechpolską! Razz A ludzie starsi, fałszywie pobożni, słuchający rozgłośni Ojca Dyrektora są małotolerancyjny.


Chodziło mi o to, że nie ma co generalizować, bo ludzie są po prostu różni i mają różne poglądy. Fanatyzm jest chyba najgorszy. Ale są też tacy "nieszkodliwi", którzy może nie tolerują wszystkiego, ale przynajmniej są w stanie próbować rozmawiać i zrozumieć odmienne poglądy innych.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Może. Ale może kiedyś coś takiego się stanie, może za ileś lat wrócisz do tego filmu i zwrócisz uwagę na coś, czego nie możesz (z racji wieku - choć tak naprawdę nie wiem ile masz lat i mogę się tylko domyślać) dostrzec teraz.


Powiem tak: do filmu NA PEWNO wrócę. Nie ma takiej siły by mi zakała go oglądać. A lat mam hmm... Za niecały rok dostanę dowód osobisty.
Ciekawi mnie, na ile mnie oceniałaś(:


Przyznam, że mniej więcej na tyle ile masz Wink (trochę zasugerowałam się tym, że wspomniałeś wcześniej coś o szkole i tak mi jakoś pasowało, że to szkoła średnia).

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Uuups, przepraszam, ale chyba pozbawiłam Cię w pewnym stopniu przyjemności odkrywania różnic między filmem a książką. Nie było to moim zamiarem. Tak już w rozmowie wyszło...


Nic nie szkodzi. Zresztą, gdybym mógł, to książkę przeczytałbym już 10 razy. Ale powieść robi taką furorę, że nie ma jej w Empikach...):


Ale są na Allegro, za 4,49 zł (z przesyłką wychodzi ciut więcej niż w Empiku, bo 11,49zł - ale skoro tam nie ma, to może warto? No co ja mówię - na pewno WARTO!!!).

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

W tej kwestii długo myślałam podobnie i rzeczywiście można tak myśleć, jeśli się nie zna opowiadania. A znając film i mnóstwo niedopowiedzeń w nim zawartych, nic nie stało na przeszkodzie, by tworzyć sobie własne zakończenia różnych wątków.


Do zakończenia dopowiedziałem sobie zakończenia wątków. Ale intryguje mnie kto mógł zabić Jacka. Nie wiem czy komuś jeszcze się naraził do tego stopnia aby go zabili. Mi najbardziej pasował ojciec Almy. Ale skoro nie żyje, to zupełnie nie mam pomysłu, kto to mógł zrobić.


Po pierwsze: ojciec Lureen, a nie Almy Wink

A po drugie: jak wiesz to było celowe zamierzenie twórców filmu, zeby nie powiedzieć (pokazać) wszystkiego do końca i żebyśmy mieli o czym myśleć. A w ogóle to przecież do końca nie wiemy również czy to nie była łyżka od opon (ale w to raczej mniej wierzymy).

Wg mnie to było morderstwo i wyglądało dokładnie tak, jak latami wyobrażał to sobie Ennis. "Ktoś" (niewłaściwy) gdzieś pewnie widział Jacka i tego faceta, a może ojciec Jacka się komuś wygadał o planach syna - i "wiadomość" poszła w świat. Zebrało się kilku homofobów i zabili Jacka. Nie wiemy czy to samo spotkało tego faceta, z którym JAck miał zamieszkać. Jeśli tak, to z większą pewnością można przypuszczać, że śmierć Jacka to zabójstwo, a nie wypadek.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Zaskoczyło mnie, że to była historia, a nie religia. Mam wrażenie, że kiedy ja już podejmę decyzję, to będę się w niej jakiś czas "utwierdzać", a może samo podjęcie decyzji to będzie chwila? - tak jak u Ciebie.
Z racji tego, że od zawsze interesowała mnie biologia i wiele nauk biologicznych nie jest mi obcych (związane z tym były moje studia i związany jest z tym mój zawód) - wydawać by się mogło - powinno mi być łatwiej zrozumieć kwestię wiary w boga. Ale wcale nie jest.


Uzupełnię swoją poprzednią wypowiedź. Ja już od jakiegoś dłuższego czasu nie wierzę w Boga. Lekcja ta była nie dawno i to właśnie ona do końca utwierdziła mnie w moim przekonaniu.


Teraz rozumiem, bo miałam wrażenie, że Twoje odejście od boga było nagłe i tylko pod wpływem jednej lekcji. Dlatego miałam wrażenie, że to za mało, taka nie do końca przemyślana decyzja. A to był jakby ostatni etap Twojego podejmowania decyzji w tej kwestii.

Ja jeszcze jestem na tej drodze i myślę, że kiedyś jakiś impuls (wydarzenie, sytuacja, rozmowa) pozwoli mi opowiedzieć się na 100% po którejś ze stron.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Najbardziej obawiam się chyba braku akceptacji ze strony bliskich. Myślę, ze np. moi rodzice uznaliby za swoją osobistą porażkę, gdybym teraz przyznała się, że nie wierzę w boga. Choć sami pewnie nigdy tak naprawdę nie zastanawiali się nad swoją wiarą - jak większość ludzi (wg mnie).
I nie chodzi o to, ze "boję się" rodziców czy coś w tym rodzaju, po prostu wiem, że nie zrozumieliby mojej decyzji i mojego sposobu myślenia (zwłaszcza teraz, gdy sama nie jestem do końca przekonana). Może zrozumieliby w pewnym stopniu, po pewnym czasie i moim długim i cierpliwym tłumaczeniu.


Porażka osobista? Dla mnie większą porażką jest oszukiwanie wszystkich dookoła i wmawianie, że jest się wierzącym.


Mam wrażenie, że dotąd przyjmując wszytsko "na słowo" właśnie oszukiwałam i siebie i innych, nie zastanawiając się głęboko nad sprawami wiary. Pisałam już, że teraz określiłabym siebie raczej jako wątpiącą i poszukującą. I przyznam, że coraz bardziej przekonuje mnie racjonalne podejście do tych zagadnień.

Zastanawiałam się też np. nad wiarą w boga niektórych naukowców, nauczycieli. Jak tacy ludzie sobie z tym radzą? W pracy opracowują badania dotyczące ewolucji, uczą np. o teorii ewolucji na biologii, a w niedzielę idą do kościoła i mówią: wierzę w boga stwórcę świata... Czy te dwie dziedziny - nauka i wiara - mogą tak "biec" obok siebie, niezależnymi torami? Nie chciałabym nikogo urazić, ale moim zdaniem to czysta hipokryzja.

Dark Red Apple napisał:

Porażka osobista byłaby, gdybyś popełniła przestępstwo. Ale życie szczerze wobec siebie - nie.
Poza tym - może Twoi rodzice boją się, co ludzie powiedzą?


Póki co się nie boją, bo o niczym nie wiedzą.
Pisząc: "osobistą porażkę" miałam na myśli raczej pewnego rodzaju rozczarowanie. Dlatego narazie nie poruszam tego tematu. Po za tym opinia otoczenia niestety się dla nich liczy. To jest bardziej złożony problem, a to raczej nie miejsce na jego rozwiązywanie.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

A Jezus może i był prostym, zwykłym człowiekiem - pracował, jadł ,spał - ale musiało być przecież w nim samym i jego życiu coś, czemu ludzie już wtedy uwierzyli i wierzą przecież do dziś!


Jezus przypomina mi Hitlera. Wiem, może nie są to najlepsze skojarzenia, ale obydwaj byli dobrymi mówcami. To wystarczało aby tysiące ludzi im wierzyło.


To prawda, że to zbyt drastyczne i dosadne porównanie, ale rozumiem w jakim sensie to napisałeś.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Rozumiem, że odrzuciłeś religię chrześcijańską , ale może zainteresujesz się inną? Chyba, że całkowicie odrzuciłeś boga, niezależnie od religii.


To jest tak. Sam jestem nie wierzący, ale interesuje się tym jakie są religie, bogowie, reformy kościoła itp.
Przychylam się bardziej w stronę buddyzmu, aczkolwiek nie jest buddystą.


No to wszystko jasne Wink
Najważniejsze, by mieć wiedzę i argumenty, bo tylko wtedy można konkretnie rozmawiać. Mi nigdy nie tłumaczono dlaczego mam byc katoliczką, wynikało to z tradycji - rodzice byli, to ja też.
A może powinniśmy mieć prawo wyboru? Mieć możliwość poznać, "zasmakować" innych religii i móc wybrać to, co zgodne z naszym sumieniem. Może zbyt wcześnie jesteśmy "określani" pod względem przynależności religijnej? (ale to już chyba znowu temat nie na miejscu? Wink )

Nie podziękowałam Ci jeszcze dyskusję, więc dziękuję Very Happy Bardzo miło mi się rozmawia Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:46, 25 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Hmm... Może to dziwnie zabrzmi, ale obawiam się tego, co znowu będzie się we mnie działo, tych emocji silnych targających wnętrze, po prostu tego strzału prosto w serce... Za wrażliwa chyba jestem i tyle;)


Dlatego ja pokuszę się o obejrzenie dopiero w wakacje. Będę mógł z czystym sumieniem zobaczyć jeszcze raz ten film.


Cytat:
Choć teraz jest już inaczej (co nie znaczy, że lżej, bo może przez to nieuchronne tragiczne zakończenie jest gorzej... ) niż za pierwszym razem, bo wiadomo czego się spodziewać


Ja oglądałem tylko, więc pamiętam film z grubsza. Prawdopodobnie znów przez jakiś czas "zamknę się w sobie".


Cytat:
Po rozwodzie chyba po prostu nie miał innego pomysłu na życie, a może też nie miał pieniędzy na coś własnego. Poza tym wiedział, ze odziedziczy kiedyś farmę ojca, więc i tak pracowałby "na swoim".


Ale mógł się doprowadzić do porządku. Poza tym - na jego miejscu nie chciałbym tej farmy. Wolałbym ciężej pracować u kogoś, niż dostać farmę od ojca-tyrana.


Cytat:
Chodziło mi o to, że nie ma co generalizować, bo ludzie są po prostu różni i mają różne poglądy. Fanatyzm jest chyba najgorszy. Ale są też tacy "nieszkodliwi", którzy może nie tolerują wszystkiego, ale przynajmniej są w stanie próbować rozmawiać i zrozumieć odmienne poglądy innych.


Wiem i nawet znam starszych ludzi bardzo tolerancyjnych.

Ale mnie dziwi jedno - ok. rozumiem jakby jakiś gej zacząłby się przystawiać do jakiegoś homofoba - wtedy naturalne jest spławienie go i to ostrą wiązanką słowną gdyby nie przestał po dobroci.
Ale jeśli żyje sobie i nie wchodzi mu w drogę, to czemu on się wtrąca w jego życie prywatne?


Cytat:
Ale są na Allegro, za 4,49 zł (z przesyłką wychodzi ciut więcej niż w Empiku, bo 11,49zł - ale skoro tam nie ma, to może warto? No co ja mówię - na pewno WARTO!!!)


Będę musiał założyć konto na Allegro.
Hmmm... Od 18 lat. No cóż, przepisy są po to, aby je łamać(:

Cytat:
Po pierwsze: ojciec Lureen, a nie Almy


Naprawdę? Cały czas myślałem, że żona Jacka nazywa się Alma.
Zresztą, nigdy nie miałem pamięci do imion...

Cytat:

A po drugie: jak wiesz to było celowe zamierzenie twórców filmu, zeby nie powiedzieć (pokazać) wszystkiego do końca i żebyśmy mieli o czym myśleć. A w ogóle to przecież do końca nie wiemy również czy to nie była łyżka od opon (ale w to raczej mniej wierzymy).


I bardzo dobrze z ich strony. Dzięki temu film jeszcze bardziej zyskuje - zresztą teraz chodzi mi tylko po głowie kto mógł zabić Jacka... Może to jednak była łyżka od opon? Choć bardziej wierzę w zabicie z premedytacją.

Cytat:
Wg mnie to było morderstwo i wyglądało dokładnie tak, jak latami wyobrażał to sobie Ennis. "Ktoś" (niewłaściwy) gdzieś pewnie widział Jacka i tego faceta, a może ojciec Jacka się komuś wygadał o planach syna - i "wiadomość" poszła w świat. Zebrało się kilku homofobów i zabili Jacka. Nie wiemy czy to samo spotkało tego faceta, z którym JAck miał zamieszkać. Jeśli tak, to z większą pewnością można przypuszczać, że śmierć Jacka to zabójstwo, a nie wypadek.


Też taką wersję przyjmuję - tylko zastanawiam się kto przygotował tą zasadzkę... Jak na razie nie mam pomysłu.



Cytat:
Zastanawiałam się też np. nad wiarą w boga niektórych naukowców, nauczycieli. Jak tacy ludzie sobie z tym radzą? W pracy opracowują badania dotyczące ewolucji, uczą np. o teorii ewolucji na biologii, a w niedzielę idą do kościoła i mówią: wierzę w boga stwórcę świata... Czy te dwie dziedziny - nauka i wiara - mogą tak "biec" obok siebie, niezależnymi torami? Nie chciałabym nikogo urazić, ale moim zdaniem to czysta hipokryzja.


Ja nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Może stanę w obronie ich (chociaż nie jestem najlepszą osobą) ale nie wszystkie teorie naukowe muszą być sprzeczne z biblią.
Sądzę jednak, że mało naukowców wierzy w boga.

Cytat:
No to wszystko jasne
Najważniejsze, by mieć wiedzę i argumenty, bo tylko wtedy można konkretnie rozmawiać. Mi nigdy nie tłumaczono dlaczego mam byc katoliczką, wynikało to z tradycji - rodzice byli, to ja też


Mi też nigdy nie. Było to narzucone. Wszyscy byli wierzący, to czemu i ja nie. Ale nadeszły takie czasy, w których nikt mnie nie zmuszał i sam podjąłem wybór.

.
Cytat:
A może powinniśmy mieć prawo wyboru? Mieć możliwość poznać, "zasmakować" innych religii i móc wybrać to, co zgodne z naszym sumieniem. Może zbyt wcześnie jesteśmy "określani" pod względem przynależności religijnej? (ale to już chyba znowu temat nie na miejscu? )


Odpowiem tak. Wszystko jest dla ludzi. Oczywiście w pewnym stopniu. Tak od siebie - nie polecam ortodoksyjnego islamu. Nie to żebym miał coś do nich, ale oni wierzą "za bardzo".

W książce "Bóg urojony", autor napisał bardzo mądrą i trafną rzecz:
Dziecko, które urodziło się w rodzinie chrześcijańskiej, nie jest chrześcijaninem, lecz dzieckiem chrześcijańskich rodziców.

Dopiero od 18 roku życia, ma prawo podjąć decyzję, czy jest wierzący czy nie.


Cytat:
Nie podziękowałam Ci jeszcze dyskusję, więc dziękuję Bardzo miło mi się rozmawia


*rumieni się i uśmiech od ucha do ucha* Mi równie przyjemnie się z Tobą rozmawia.

Chce Cię też przeprosić za moję błedy interpunkcyjno-ortograficzne. Właśnie sobie czytam moje posty i stwierdzam, że często gubię końcówki, zjadam przecinki itp.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 17:43, 27 Kwi 2009 Powrót do góry

Tak na początek: Dziękuję za szybką odpowiedź Very Happy

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
Hmm... Może to dziwnie zabrzmi, ale obawiam się tego, co znowu będzie się we mnie działo, tych emocji silnych targających wnętrze, po prostu tego strzału prosto w serce... Za wrażliwa chyba jestem i tyle;)


Dlatego ja pokuszę się o obejrzenie dopiero w wakacje. Będę mógł z czystym sumieniem zobaczyć jeszcze raz ten film.

No właśnie ważne jest, by wybrać dobry moment na oglądanie. Wtedy można po prostu chłonąć ten film i wszystko, co się z tym wiąże.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Po rozwodzie chyba po prostu nie miał innego pomysłu na życie, a może też nie miał pieniędzy na coś własnego. Poza tym wiedział, ze odziedziczy kiedyś farmę ojca, więc i tak pracowałby "na swoim".


Ale mógł się doprowadzić do porządku. Poza tym - na jego miejscu nie chciałbym tej farmy. Wolałbym ciężej pracować u kogoś, niż dostać farmę od ojca-tyrana.

A co to znaczy: "doprowadzić się do porządku"?

Jack tą farmę i tak dostałby po śmierci ojca, więc co za różnica? Zresztą - zawsze mógłby ją sprzedać.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Chodziło mi o to, że nie ma co generalizować, bo ludzie są po prostu różni i mają różne poglądy. Fanatyzm jest chyba najgorszy. Ale są też tacy "nieszkodliwi", którzy może nie tolerują wszystkiego, ale przynajmniej są w stanie próbować rozmawiać i zrozumieć odmienne poglądy innych.


Wiem i nawet znam starszych ludzi bardzo tolerancyjnych.

Ale mnie dziwi jedno - ok. rozumiem jakby jakiś gej zacząłby się przystawiać do jakiegoś homofoba - wtedy naturalne jest spławienie go i to ostrą wiązanką słowną gdyby nie przestał po dobroci.
Ale jeśli żyje sobie i nie wchodzi mu w drogę, to czemu on się wtrąca w jego życie prywatne?


W takich sytuacjach bardzo bym chciała, żeby choć na chwilę sytuacja się odwróciła i żeby taki homofob na własnej skórze mógł przekonać się jak to jest być prześladowanym za swoją orientację. Może wtedy coś by dotarło.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Ale są na Allegro, za 4,49 zł (z przesyłką wychodzi ciut więcej niż w Empiku, bo 11,49zł - ale skoro tam nie ma, to może warto? No co ja mówię - na pewno WARTO!!!)


Będę musiał założyć konto na Allegro.
Hmmm... Od 18 lat. No cóż, przepisy są po to, aby je łamać(:


No, z prawem lepiej nie zadzierać Wink , ale może ktoś w rodzinie albo pełnoletni znajomy na takie konto? Albo załóż np.mamie Wink

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
Po pierwsze: ojciec Lureen, a nie Almy


Naprawdę? Cały czas myślałem, że żona Jacka nazywa się Alma.
Zresztą, nigdy nie miałem pamięci do imion...


Very Happy Ty żartujesz, prawda?
Tyle tu pisaliśmy o bohaterach filmu, a Ty piszesz, że Alma to żona Jacka? Shocked

Rzeczywiście nie masz pamięci do imion Wink Ale dobrze, że już wszystko jasne. I lepiej się tu głośno nie przyznawaj, bo... (chciałam napisać, że za karę będziesz musiał z uwagą obejrzeć BBM, ale to przecież byłaby nagroda Wink ) - no nie wiem, może ktoś wymyśli jakąś małą pokutę Wink
PS.(to żarty oczywiście)

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

A po drugie: jak wiesz to było celowe zamierzenie twórców filmu, zeby nie powiedzieć (pokazać) wszystkiego do końca i żebyśmy mieli o czym myśleć. A w ogóle to przecież do końca nie wiemy również czy to nie była łyżka od opon (ale w to raczej mniej wierzymy).


I bardzo dobrze z ich strony. Dzięki temu film jeszcze bardziej zyskuje [...]

Zgadzam się w 100%.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Wg mnie to było morderstwo i wyglądało dokładnie tak, jak latami wyobrażał to sobie Ennis. "Ktoś" (niewłaściwy) gdzieś pewnie widział Jacka i tego faceta, a może ojciec Jacka się komuś wygadał o planach syna - i "wiadomość" poszła w świat. Zebrało się kilku homofobów i zabili Jacka. Nie wiemy czy to samo spotkało tego faceta, z którym JAck miał zamieszkać. Jeśli tak, to z większą pewnością można przypuszczać, że śmierć Jacka to zabójstwo, a nie wypadek.


Też taką wersję przyjmuję - tylko zastanawiam się kto przygotował tą zasadzkę... Jak na razie nie mam pomysłu.

To nie musiał byc nikt szczególny, nikt wymieniony w filmie, nawet nikt z kręgu znajomych Jacka. A zresztą na wsiach i w małych miasteczkach wieści szybko się rozchodzą, większość ludzi się zna (choćby z widzenia), więc pewnie ktoś zobaczył Jacka z facetem, inny zaczął coś podejrzewać, jeszcze ktoś coś powiedział, ktoś coś dopowiedział - każdy wie jak rodzi się plotka. A dalej - wiadomo co.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Zastanawiałam się też np. nad wiarą w boga niektórych naukowców, nauczycieli. Jak tacy ludzie sobie z tym radzą? W pracy opracowują badania dotyczące ewolucji, uczą np. o teorii ewolucji na biologii, a w niedzielę idą do kościoła i mówią: wierzę w boga stwórcę świata... Czy te dwie dziedziny - nauka i wiara - mogą tak "biec" obok siebie, niezależnymi torami? Nie chciałabym nikogo urazić, ale moim zdaniem to czysta hipokryzja.


Ja nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Może stanę w obronie ich (chociaż nie jestem najlepszą osobą) ale nie wszystkie teorie naukowe muszą być sprzeczne z biblią.

Nie atakowałam nikogo, więc nie musisz stawać w niczyjej obronie Wink Właściwie to chodziło mi tylko o to, co napisałam - zagadnienie ewolucji i stworzenia świata. Taka jedna mała myśl przyszła mi do głowy, nie zastanawiałam się nad tym jakoś szczególnie długo.

Dark Red Apple napisał:

Sądzę jednak, że mało naukowców wierzy w boga.

Właśnie nie wiem czy są jakieś statystyki. Może się tym zainteresuję.

Nie licząc tzw. "osób publicznych" (np. prof. Religi), to tylko raz w życiu (dość dawno, bo chodziłam jeszcze do podstawówki) spotkałam się z tym, że nauczycielka (chemii) otwarcie powiedziała, że nie wierzy w boga, bo jej wiedza jej na to nie pozwala.
Z kolei spotkałam się z naukowcami, nauczycielami, którzy deklarowali, że wierzą w boga, niektórzy nawet głęboko wierzą. Żałuję, że nie miałam okazji zgłębić tematu. Może więcej bym rozumiała?

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

A może powinniśmy mieć prawo wyboru? Mieć możliwość poznać, "zasmakować" innych religii i móc wybrać to, co zgodne z naszym sumieniem. Może zbyt wcześnie jesteśmy "określani" pod względem przynależności religijnej? (ale to już chyba znowu temat nie na miejscu? )


Odpowiem tak. Wszystko jest dla ludzi. Oczywiście w pewnym stopniu. Tak od siebie - nie polecam ortodoksyjnego islamu. Nie to żebym miał coś do nich, ale oni wierzą "za bardzo".

W książce "Bóg urojony", autor napisał bardzo mądrą i trafną rzecz:
Dziecko, które urodziło się w rodzinie chrześcijańskiej, nie jest chrześcijaninem, lecz dzieckiem chrześcijańskich rodziców.

Dopiero od 18 roku życia, ma prawo podjąć decyzję, czy jest wierzący czy nie.

Właśnie takie podejście wydaje się słuszne, ale na pewno nie poprawiłoby statystyk wiernych w kościołach. Jesteśmy mocno przywiązani do tradycji i chyba stąd taki, a nie inny obraz Polski jako kraju katolickiego. Zresztą tradycja jest obecna w każdej religii.

Dark Red Apple napisał:

Chce Cię też przeprosić za moję błedy interpunkcyjno-ortograficzne. Właśnie sobie czytam moje posty i stwierdzam, że często gubię końcówki, zjadam przecinki itp.


Ależ naprawdę nie ma za co, ja się nie gniewam Very Happy
Jednak dbałość o język ojczysty jest jak najbardziej w cenie Wink

Pozdrawiam Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:32, 28 Kwi 2009 Powrót do góry

Cytat:
Cytat:
Po rozwodzie chyba po prostu nie miał innego pomysłu na życie, a może też nie miał pieniędzy na coś własnego. Poza tym wiedział, ze odziedziczy kiedyś farmę ojca, więc i tak pracowałby "na swoim".

A co to znaczy: "doprowadzić się do porządku"?


Po rozwodzie mógł zająć się czymś. Myślę, że aż takiego bezrobocia nie było.
Cytat:

Jack tą farmę i tak dostałby po śmierci ojca, więc co za różnica? Zresztą - zawsze mógłby ją sprzedać.


Chodzi o kwestie moralności. Ja na miejscu Jacka odwróciłbym się od ojca i nie chciałbym niczego co z nim związane.

Cytat:

W takich sytuacjach bardzo bym chciała, żeby choć na chwilę sytuacja się odwróciła i żeby taki homofob na własnej skórze mógł przekonać się jak to jest być prześladowanym za swoją orientację. Może wtedy coś by dotarło.


Można tylko o tym pomarzyć. Zresztą nie dotarłoby, bo zawsze znajdzie się ktoś kto innemu dogryzie, obrazi, wyśmieje, wyklaska itp. bo coś mu się nie podoba.
Cytat:

Ty żartujesz, prawda?
Tyle tu pisaliśmy o bohaterach filmu, a Ty piszesz, że Alma to żona Jacka? Shocked

Rzeczywiście nie masz pamięci do imion Wink Ale dobrze, że już wszystko jasne. I lepiej się tu głośno nie przyznawaj, bo... (chciałam napisać, że za karę będziesz musiał z uwagą obejrzeć BBM, ale to przecież byłaby nagroda Wink ) - no nie wiem, może ktoś wymyśli jakąś małą pokutę Wink


Muszę chyba zacząć przyjmować lecetynę.
Pokutę przyjmę z pokorą(:

Anyway. To jak nazywała się żona Jacka?

Cytat:

To nie musiał byc nikt szczególny, nikt wymieniony w filmie, nawet nikt z kręgu znajomych Jacka. A zresztą na wsiach i w małych miasteczkach wieści szybko się rozchodzą, większość ludzi się zna (choćby z widzenia), więc pewnie ktoś zobaczył Jacka z facetem, inny zaczął coś podejrzewać, jeszcze ktoś coś powiedział, ktoś coś dopowiedział - każdy wie jak rodzi się plotka. A dalej - wiadomo co.


Ale jeśli plotka się narodziła, to i tak nie wiele osób go widziało, albo nie wiedzą o kogo chodzi. (Chyba)


Cytat:
Nie licząc tzw. "osób publicznych" (np. prof. Religi), to tylko raz w życiu (dość dawno, bo chodziłam jeszcze do podstawówki) spotkałam się z tym, że nauczycielka (chemii) otwarcie powiedziała, że nie wierzy w boga, bo jej wiedza jej na to nie pozwala.


Miała dużą odwagę, aby się przyznać. Z reguły nauczyciele pomijają ten temat, nawet gdy się ich pyta bezpośrednio.

Cytat:
Właśnie takie podejście wydaje się słuszne, ale na pewno nie poprawiłoby statystyk wiernych w kościołach. Jesteśmy mocno przywiązani do tradycji i chyba stąd taki, a nie inny obraz Polski jako kraju katolickiego. Zresztą tradycja jest obecna w każdej religii.


Ale nie każda tradycja jest dobra. A przykładów na to jest wiele.
Nie poprawi się, ale ze względu na stanowisko kościoła w niektórych dziedzinach oraz wizerunek księży...



Cytat:
Ależ naprawdę nie ma za co, ja się nie gniewam Very Happy

Dziękuje(:

Cytat:
Jednak dbałość o język ojczysty jest jak najbardziej w cenie Wink

Zwłaszcza, gdy i to powoli zanika.


Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 15:05, 11 Maj 2009 Powrót do góry

W końcu zebrałam się, żeby odpisać Wink A więc:

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:


A co to znaczy: "doprowadzić się do porządku"?


Po rozwodzie mógł zająć się czymś. Myślę, że aż takiego bezrobocia nie było.


No właśnie się czymś zajął, z tym, że przeważyła tu chyba chęć (a może raczej poczucie obowiązku) pomocy rodzicom na stare lata. Może dla Jacka tak było najprościej, może najwygodniej - bo może w rzeczywistości Jack tylko marzył i dużo mówił o wyjeździe, zamieszkaniu "gdzieś tam", a mało w tym kierunku robił (właściwie nic nie robił).

A jego ojciec? Miał po prostu podły charakter. Może chciał w taki, a nie inny sposób pokazać Jackowi, że powinien do czegoś w życiu dojść sam... (choć wybrał i stosował bardzo kiepską metodę przekazania synowi życiowych zasad).
Myślę, ze na codzień on mógł byc nawet całkiem "normalny", znośny, a nie ciągle narzekający i krytykujący syna (jednak znamy tylko jedną stronę jego charakteru, a chciałabym wierzyć, że była i ta druga, lepsza...). Myślę, że to również mógł być powód pozostania Jacka na farmie rodziców.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Jack tą farmę i tak dostałby po śmierci ojca, więc co za różnica? Zresztą - zawsze mógłby ją sprzedać.


Chodzi o kwestie moralności. Ja na miejscu Jacka odwróciłbym się od ojca i nie chciałbym niczego co z nim związane.


Nie wiem czy Jack myślał w ten sposób. Może "schował dumę do kieszeni" i dlatego wrócił na farmę rodziców i tam planował spędzić najbliższe lata (choć oczywiście nie zapomniał jak był traktowany przez ojca).

Nie wiemy też czy nie wchodziły tu w grę względy finansowe - nie wiemy czy po rozwodzie dostał coś od żony (bo ona chyba odziedziczyła majątek (m.in.firmę) po swoim ojcu), może więc po prostu nie miał kasy i nie miał się gdzie podziać.

Nawiasem mówiąc, to pamiętam, że jeszcze nie tak dawno choćby nauczyciel czy katecheta (ksiądz) był sporym autorytetem, a co dopiero rodzic? Respekt ze strony młodszych im się po prostu należał, niezależnie od ich poglądów czy charakteru.

Chyba więc można zaryzykować stwierdzenie, że w jakimś sensie i w jakimś stopniu ojciec był dla Jacka autorytetem (choć pewnie to nie najlepsze słowo), w takim sensie, że mimo nienawiści czy złości i żalu, Jack ojca szanował, bo tak był wychowany.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

W takich sytuacjach bardzo bym chciała, żeby choć na chwilę sytuacja się odwróciła i żeby taki homofob na własnej skórze mógł przekonać się jak to jest być prześladowanym za swoją orientację. Może wtedy coś by dotarło.


Można tylko o tym pomarzyć. Zresztą nie dotarłoby, bo zawsze znajdzie się ktoś kto innemu dogryzie, obrazi, wyśmieje, wyklaska itp. bo coś mu się nie podoba.


No niestety z nietolerancją mamy do czynienia na każdym kroku i to w rozmaitych kwestiach. Ale dobrze, że coraz częściej się o tym mówi, organizuje różne akcje - to już coś. Może powoli zacznie się zmieniać świadomość nawet tych najbardziej zatwardziałych (chociaż wiadomo jak jest to trudne), choćby na tyle, żeby swoimi słowami czy czynami nie wyrządzali krzywdy innym (bo przecież myśleć każdy może co chce). Czy to aż tak wiele?

Dark Red Apple napisał:

Anyway. To jak nazywała się żona Jacka?


Ha,ha... nie, no przepraszam, ale te Twoje pytania są powalające! Wink (Oj, chyba jednak nie unikniesz pokuty Twisted Evil )

Żona Jacka to: LUREEN Newsome

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

To nie musiał byc nikt szczególny, nikt wymieniony w filmie, nawet nikt z kręgu znajomych Jacka. A zresztą na wsiach i w małych miasteczkach wieści szybko się rozchodzą, większość ludzi się zna (choćby z widzenia), więc pewnie ktoś zobaczył Jacka z facetem, inny zaczął coś podejrzewać, jeszcze ktoś coś powiedział, ktoś coś dopowiedział - każdy wie jak rodzi się plotka. A dalej - wiadomo co.


Ale jeśli plotka się narodziła, to i tak nie wiele osób go widziało, albo nie wiedzą o kogo chodzi. (Chyba)


Tak by było najlepiej dla Jacka, gdyby inni TYLKO wiedzieli i nic z tym nie zrobili. Ale dobrze wiemy jaka była wtedy mentalność ludzi - skoro nawet ojciec Ennisa pokazał mu, jako dziecku, jaka kara spotyka człowieka za bycie gejem. Nie trzeba było dużo czasu ani wielu ludzi, żeby informacja, że Jack widuje się (czy planuje zamieszkać) z mężczyzną szybko się rozniosła. A na to, żeby facet żył z facetem nie można było pozwolić - więc Jacka pozbawiono życia. Niestety w tak drastyczny sposób załatwiano takie sprawy. Na szczęście to się zmieniło, choć dyskryminacja i nietolerancja istnieje nadal i istnieć będzie chyba zawsze...

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Jednak dbałość o język ojczysty jest jak najbardziej w cenie.


Zwłaszcza, gdy i to powoli zanika.


Dlatego jeśli można, to trzeba o to dbać i zwracać uwagę! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez moongirl dnia Pon 15:07, 11 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:38, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Teraz to ja musiałem się zbierać do odpisania Ci.

Cytat:
No właśnie się czymś zajął, z tym, że przeważyła tu chyba chęć (a może raczej poczucie obowiązku) pomocy rodzicom na stare lata. Może dla Jacka tak było najprościej, może najwygodniej - bo może w rzeczywistości Jack tylko marzył i dużo mówił o wyjeździe, zamieszkaniu "gdzieś tam", a mało w tym kierunku robił (właściwie nic nie robił).


I właśnie z tej perspektywy nie jest mi go żal. Zamiast ruszyć siebie, coś ze sobą zrobić, cokolwiek, on nic nie zrobił. Zawiesił się. Szkoda.

Poza tym jeśli naprawdę tak było jak mówisz, to znaczy, że jest hipokrytą.

Cytat:
A jego ojciec? Miał po prostu podły charakter. Może chciał w taki, a nie inny sposób pokazać Jackowi, że powinien do czegoś w życiu dojść sam... (choć wybrał i stosował bardzo kiepską metodę przekazania synowi życiowych zasad).


Szkoda go bardzo. Nad charakterem można pracować. Ja wierzę w zmiany w ludziach. Poza tym czego go nauczył. Chyba niczego. A Jack starał się być przykładnym ojcem dla swoich dzieci.

Cytat:
Myślę, ze na codzień on mógł byc nawet całkiem "normalny", znośny, a nie ciągle narzekający i krytykujący syna (jednak znamy tylko jedną stronę jego charakteru, a chciałabym wierzyć, że była i ta druga, lepsza...). Myślę, że to również mógł być powód pozostania Jacka na farmie rodziców.


Nie wyobrażam go sobie za takiego. Książki nie czytałem, ale ponoć właśnie tam były takie akcje z nim i Jackiem.

Mój nowy pogląd, dlaczego Jack został: nie chciał się ustatkować. Był wyrośniętym dzieckiem. Poza tym (jak chyba wspominał) z pracą było różnie. A jak powszechnie wiadomo - na garnuszku u rodziców najlepiej.



Cytat:
No niestety z nietolerancją mamy do czynienia na każdym kroku i to w rozmaitych kwestiach. Ale dobrze, że coraz częściej się o tym mówi, organizuje różne akcje - to już coś. Może powoli zacznie się zmieniać świadomość nawet tych najbardziej zatwardziałych (chociaż wiadomo jak jest to trudne), choćby na tyle, żeby swoimi słowami czy czynami nie wyrządzali krzywdy innym (bo przecież myśleć każdy może co chce). Czy to aż tak wiele?



Nie. Ale ostatnio - zwłaszcza, gdy oglądam i słucham komitety wyborcze na TVP i Polskim Radiu, to stwierdzam, że można się załamać. Normalnie padaczki dostałem, o tym jakie bzdury są tam umieszczane. I aż żal.
Ale znalazłem też pozytyw - może i podpadnę komuś na forum, ale muszę ze stanowczością powiedzieć, że jestem przeciwny adopcji dzieci przez pary męsko-męskie czy damsko-damskie.

Ale słabo z tolerancją jest również na świecie. Ponoć w Rosji, kiedy był finał Eurowizji - nie dopuścili do parady. Trochę to dziwne - bo z jednej strony Rosja pragnie, pokazać się światu z jak najlepszej strony, ale z drugiej jest nie tolerancyjna.

Najbardziej zatwardziali = najbardziej religijni. Wg biblii to bóg stwarza człowieka na obraz i podobieństwo jego samego. W takim razie musiał mieć jakieś ekcesy gdzieśtam gdzie żyje, z przedstawicielami płci męskiej. (gdyby to co napisałem zobaczyli najbardziej zatwardziali, to chyba by mnie dopiero wyklaskali).


Cytat:

Ha,ha... nie, no przepraszam, ale te Twoje pytania są powalające! (Oj, chyba jednak nie unikniesz pokuty )

Żona Jacka to: LUREEN Newsome


I have a very short memory. I'm so sorry.
Naprawdę?
Swoją drogą, jaka by to była pokuta?Very Happy



Cytat:

Tak by było najlepiej dla Jacka, gdyby inni TYLKO wiedzieli i nic z tym nie zrobili. Ale dobrze wiemy jaka była wtedy mentalność ludzi - skoro nawet ojciec Ennisa pokazał mu, jako dziecku, jaka kara spotyka człowieka za bycie gejem. Nie trzeba było dużo czasu ani wielu ludzi, żeby informacja, że Jack widuje się (czy planuje zamieszkać) z mężczyzną szybko się rozniosła. A na to, żeby facet żył z facetem nie można było pozwolić - więc Jacka pozbawiono życia. Niestety w tak drastyczny sposób załatwiano takie sprawy. Na szczęście to się zmieniło, choć dyskryminacja i nietolerancja istnieje nadal i istnieć będzie chyba zawsze...


Ostanio ktoś mnie uświadomił, że Stany są tolerancyjne na pokaz. Ponoć tam jest jeszcze większa dyskryminacja niż w Polsce. Mój cały plan z "ucieczką" Jacka i Ennisa wziął w łeb.
Wracając do twojego komentarza: nie całe społeczeństwo było takie - przecież właściciel farmy/rancza/pola z owcami widział ich w "akcji" i nic im nie zrobił. W takim razie - zamiast uciekać nie wiadomo gdzie, może mogliby pomyśleć o przeniesienie się w te rejony. Ludności praktycznie zero, więc jakakolwiek szansa na podpatrzenie ich jest minimalna.

A nietolerancja - zgadzam się z tym. Ale zawsze będzie na co innego. Teraz jest na homoseksualizm, a za jakiś czas może będą znów represje na ateistów i innowierców. Kto wie?



Administator chyba zabije nas za ten publiczny offtop.

Swoją drogą, czy swoją ewentualną odpowiedź możesz wysłać mi na mojego maila?
(karlih@o2.pl)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blue
Administrator



Dołączył: 05 Mar 2007
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Wto 21:55, 26 Maj 2009 Powrót do góry

Zabić nie zabiję,ja nie z tych Wink
A za refleksje i przemyslenia nie będę ganić,bo to wolny kraj...podobno..
Piszcie dalej.O każdą czyjąś myśl ,inne spojrzenie na coś,interpretację jesteśmy bogatsi.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin