FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Recenzja :) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
blue
Administrator



Dołączył: 05 Mar 2007
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pon 6:42, 12 Sty 2009 Powrót do góry

Jak się cieszę ogromnie Jerry,że można Cię znów tak czytać!!!!Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
marco




Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 267
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: pd-wsch

PostWysłany: Pon 8:02, 12 Sty 2009 Powrót do góry

Kościół - chcąc być wierny własnej dogmatyce - musi być homokrytyczny - to jasne.
Problem w tym , że kler , świadom swej siły (zakulisowego , ale przemożnego oddziaływania) od wieków próbuje przemycić swą dogmatykę do prawa państwowego (aktualnie- spór o in vitro) , aby kontrolować wszystlkich.
Było by bardzo złym sygnałem dla lojalnych Kościoła , gdyby niezależne prawo dawało "innym" więcej wolności.
Najwierniejsi - i tak pozostaną wierni , ale co z ogromną "szarą strefą" słabych w wierze ? - przecież wyjście z Kościoła -nie może się opłacać - no i wszystko jasne !


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Pon 9:07, 12 Sty 2009 Powrót do góry

marco napisał:

Było by bardzo złym sygnałem dla lojalnych Kościoła , gdyby niezależne prawo dawało "innym" więcej wolności.


Ale przecież chodzi o wybór w trudnych sytuacjach! Właśnie w odpowiednich, zgodnych z wyznawaną wiarą decyzjach przejawia się "bycie" katolikiem czy muzułmaninem. Zapewniając liberalne prawo, np. w kwestii in vitro, nikt nie zmusza katolików to korzystania z niego. Tak samo jest z aborcją, eutanazją, legalizacją prostytucji itp. Prawdziwi wierzący powinni mieć możliwość dobrowolnej rezygnacji z "przywilejów" dostępnych wszystkim obywatelom.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Pon 9:11, 12 Sty 2009 Powrót do góry

jerry napisał:


Ponieważ ostatnimi czasy (przez prawie rok) "kształciłem się" pod okiem biegłych w Piśmie, a do tego konserwatywnych katolików, kilka kwestii postrzegam już inaczej.


A co Cię do tego podkusiło???


jerry napisał:

PS. Nie martwcie się, ciąg dalszy (a i kąśliwy wobec KK) nastąpi Wink


Czekamy z niecierpliwością Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
delete




Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.

PostWysłany: Wto 22:39, 13 Sty 2009 Powrót do góry

Jerry, i ja czekam na dalszy ciąg Twojej wypowiedzi. Wink

ja sama wychowywałam się- i nadal wychowuję w rodzinie katolickiej, praktykującej. od dziecka byłam przyzwyczajona do chodzenia do kościoła w niedzielę, poglądy początkowo przejmowałam po rodzicach. parę lat temu jednak zaczęłam się w to zgłębiać, więcej rzeczy zaczęło mi nie pasować. dla przykładu, moja mama stwierdziła pewnego dnia odpowiadając na moje pytanie, że jesteśmy katolikami, ale to nie znaczy, że musimy się we wszystkim zgadzać z KK. i tutaj pojawił się największy problem: ja potrafię uwierzyć tylko w coś, co do czego nie mam żadnych zastrzeżeń, z czym zgadzam się w 100%.
nie mogłam zrozumieć kościoła- jak mi się wydaje- zakłamanego. z drugiej strony, wszelkie próby negowania jakiegoś założenia kościoła, z którym się nie zgadzałam, zawsze kończyły się tak samo, bez efektów.
trochę się waham- co teraz robić? dalej brnąć w tym wszystkim? nie mam, prawdę mówiąc, innego wyboru.
no, to po krótce wyspowiadałam się Wam z moich problemów dotyczących kościoła. tego jest jeszcze więcej, ale już nie uda mi się tego powiązać logicznie do reszty wypowiedzi, pozatym wolę już iść spać- jutro wstaję o 6:05 (marne wytłumaczenie).
chyba jeszcze nigdy tak szczerze się nie przyznałam do moich problemów dot. kościoła. nie śmiejcie się, proszę! Wink albo nie, odwołuję, bo sama chwilami uważam ten problem za błahy, śmieszny i żałosny.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Śro 9:55, 14 Sty 2009 Powrót do góry

delete napisał:

chyba jeszcze nigdy tak szczerze się nie przyznałam do moich problemów dot. kościoła. nie śmiejcie się, proszę! Wink albo nie, odwołuję, bo sama chwilami uważam ten problem za błahy, śmieszny i żałosny.


Nikt tu się z nikogo nie śmieje, więc pisz śmiało.

Miałam podobne wątpliwości od dawna, bo podejrzewam, że jestem nieco starsza niż Ty Smile

Moja mama jest katechetką i do dziś nie ma pojęcia, co o tym wszystkim myślę. Rodzina zna moje liberalne poglądy obyczajowe, ale wydaje mi się, że moje poglądy na religię wywołałyby co najmniej niezrozumienie i wielki żal. Na szczęście mój mąż myśli mniej więcej tak samo jak ja. Od kilku miesięcy nie chodzimy do kościoła, ja rozczytuję się w książkach polemizujących z religią lub ją całkowicie negujących, zgłębiam fizyczne teorie, czytam artykuły na portalu racjonalista.pl (polecam!), obejrzałam kilka ciekawych dokumentów, np. "Root of all evil?" czy "Dorastać we wszechświecie".

Najlepsze jest to, że nie mam wyrzutów sumienia i czuję się naprawdę wolna. Ateistyczny pogląd na świat bardzo mi odpowiada, bo nic nie obiecuje, mówi tylko, że trzeba szanować siebie i świat, bo masz tylko to życie i twoim obowiązkiem jest się nim cieszyć i korzystać z niego odpowiedzialnie, także dla innych gatunków żyjących na ziemi.

Na Twoje pytanie "co robić" nie mogę niczego sugerować. Daj sobie czas.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zlygotyk




Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp. [Poznań]

PostWysłany: Śro 13:31, 14 Sty 2009 Powrót do góry

o, to ja też coś napiszę. z braku laku w tym miejscu, jako że temat się rozwija, a ja tak mało jakoś pisze (ach, kochane studia mnie zeżrą kiedyś...)
bo mnie też kwestia kościoła nurtuje. ale ja mam trochę odmienny problem. moja najbliższa rodzina jest potencjalnie wierząca, ale tylko ja jeszcze chodzę do kościoła. nawet mój brat, który chodzi do podstawówki i na religię (żeby oczywiście być dobrym katolikiem, jak na polaka przystało) nie bywa w kościele, bo rodzice go tam nie zaprowadzą, a ze mną nie pójdzie (bo za późno - wieczorem, bo msza jest wtedy nudna, bo niedostosowana dla dzieci). i tak sobie żyje dzieciak i gnuśnieje. nikt mu nie przedstawia pozytywnych wartości - i nie chodzi mi tylko o wartości chrześcijańskie!
no ale wracając - odkąd pamiętam to ja sama chodziłam do kościoła (a i to dzięki koleżance); a rodzice tylko potrafią mi powiedzieć, że "moja niewdzięczność wobec nich to grzech" (np. jak im coć wypomnę), "powinnam się wstydzić, że tak grzeszę, mówiąc cośtam" itp. no po prostu na pomoc! (czy to hipokryzja, czy coś gorszego?)
a mnie jest ciężko, bo nie potrafię w to wszystko bardziej uwierzyć. absurdalne, czy mi się tylko wydaje? bo mam potrzebę przyjęcia jakiejś wyższej wartości, ale nie potrafię się "wkręcić" Neutral czasami zastanawiam się, gdzie ten Bóg jest i jaki jest? (to takie naiwne, ale prawdziwe)
i jeszcze mała uwaga na temat księży. raz spotkałam takiego wspaniałego księdza, który na każdy temat potrafił rozmawiać z uśmiechem na twarzy, wskazując na pozytywy, a nie tylko wytykając ludziom grzechy i strasząc potępieniem. aż się chciało wierzyć przy nim. inny trochę przypadek, jeśli chodzi o księdza, który uczył mnie religii przez (szczęśliwe) dwa lata. powiedział razu pewnego, że jeśli chodzi o niego, to np. takie prezerwatywy osobiście by mu nie przeszkadzały, i że to nie jest taki straszny grzech, jeśli chodzi o jego prywatną moralną opinię (tu podawał takie przykłady, że np. przychodzi jakaś 15-latka i mówi, że ma chłopaka etc.); no ale jak kościół mówi, że nie, to jego zdanie się, niestety, nie liczy, i nic na to nie może poradzić.
trochę z kilku worków i bez powiązań... cóż Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
delete




Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.

PostWysłany: Śro 22:55, 14 Sty 2009 Powrót do góry

Cytat:
Moja mama jest katechetką i do dziś nie ma pojęcia, co o tym wszystkim myślę. Rodzina zna moje liberalne poglądy obyczajowe, ale wydaje mi się, że moje poglądy na religię wywołałyby co najmniej niezrozumienie i wielki żal.

czyli widzę, że rodzinę masz katolicką, jak ja. tzn., u mnie w rodzinie nikt nie jest katechetą, ale naprawdę dużo osób jest wierzących.

Cytat:
Najlepsze jest to, że nie mam wyrzutów sumienia i czuję się naprawdę wolna. Ateistyczny pogląd na świat bardzo mi odpowiada, bo nic nie obiecuje, mówi tylko, że trzeba szanować siebie i świat, bo masz tylko to życie i twoim obowiązkiem jest się nim cieszyć i korzystać z niego odpowiedzialnie, także dla innych gatunków żyjących na ziemi.

jest tutaj rzecz, która mi się podoba, ale jest też taka, która nie. podoba mi się życie wg własnych reguł, zasad. od jakiegoś czasu tak właśnie staram się postępować. mam własne pojęcie "grzechu", w którym niektóre przewinienia uważane przez kościół za lekkie, są dla mnie "cięższe", ale są też takie, które wg kościoła są przewinieniami, wg mnie- nie, gdyż są nieodłączną częścią moich poglądów.

Cytat:
Na Twoje pytanie "co robić" nie mogę niczego sugerować. Daj sobie czas.

to chyba jedyne, co mi zostaje. Wink


Cytat:
a rodzice tylko potrafią mi powiedzieć, że "moja niewdzięczność wobec nich to grzech" (np. jak im coć wypomnę), "powinnam się wstydzić, że tak grzeszę, mówiąc cośtam" itp. no po prostu na pomoc! (czy to hipokryzja, czy coś gorszego?)

eh, u Ciebie jeszcze komentarze rodziców nie są takie złe. gdy ja podważam coś dotyczącego religii, komentarz najczęściej jest taki "dobrze! najlepiej od razu zostań satanistą!". nie wiem, czemu od razu mówią tak, a nie mogą jakoś spokojniej. czy to, że neguję coś, w co oni wierzą, jest równoznaczne z chęcią bycia satanistą? śmiech na sali!

Cytat:
a mnie jest ciężko, bo nie potrafię w to wszystko bardziej uwierzyć. absurdalne, czy mi się tylko wydaje? bo mam potrzebę przyjęcia jakiejś wyższej wartości, ale nie potrafię się "wkręcić" czasami zastanawiam się, gdzie ten Bóg jest i jaki jest? (to takie naiwne, ale prawdziwe)

chyba częściowo Cię rozumiem. Wink aczkolwiek sama się jeszcze waham pomiędzy tym, czy Bóg w ogóle jest, czy go nie ma. bo, z jednej strony ciężko mi jest przyjąć jego istnienie i wyobrazić sobie, iż jednak ktoś "wyżej" nas obserwuje. a z drugiej... cóż, życie jest krótkie. wiem, że nie zrobię wszystkiego, co planuję. życie pośmiertne byłoby dla mnie całkiem ciekawą "perspektywą". Very Happy zawsze też wierzyłam w pewną... trwałość życia ludzkiego? ciężkie dla mnie jest uznanie, że narodziłam się tylko dlatego, że plemnik i komórka jajowa połączyły się, a gdy umrę- nic już nie zostanie, wszystko się zakończy.


nigdy jeszcze nie miałam możliwości prowadzić takiej rozmowy pomiędzy ludźmi, którzy nie próbują mnie do czegoś przekonać "na siłę". Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Czw 11:32, 15 Sty 2009 Powrót do góry

delete napisał:
Moja mama jest katechetką i do dziś nie ma pojęcia, co o tym wszystkim myślę. Rodzina zna moje liberalne poglądy obyczajowe, ale wydaje mi się, że moje poglądy na religię wywołałyby co najmniej niezrozumienie i wielki żal.
czyli widzę, że rodzinę masz katolicką, jak ja. tzn., u mnie w rodzinie nikt nie jest katechetą, ale naprawdę dużo osób jest wierzących.



Jak najbardziej! Wszyscy są głęboko wierzący i praktykujący. Tym bardziej więc ujawnianie się z moimi poglądami na razie nie wchodzi w grę. Wiem, że to tchórzostwo, ale nie chcę walczyć z całą rodziną

delete napisał:

chyba częściowo Cię rozumiem. Wink aczkolwiek sama się jeszcze waham pomiędzy tym, czy Bóg w ogóle jest, czy go nie ma. bo, z jednej strony ciężko mi jest przyjąć jego istnienie i wyobrazić sobie, iż jednak ktoś "wyżej" nas obserwuje. a z drugiej... cóż, życie jest krótkie. wiem, że nie zrobię wszystkiego, co planuję. życie pośmiertne byłoby dla mnie całkiem ciekawą "perspektywą". Very Happy zawsze też wierzyłam w pewną... trwałość życia ludzkiego? ciężkie dla mnie jest uznanie, że narodziłam się tylko dlatego, że plemnik i komórka jajowa połączyły się, a gdy umrę- nic już nie zostanie, wszystko się zakończy.



Ale właśnie to piękne, że w ogóle pojawiłaś się na świecie w takiej a nie w innej postaci! Że w ogóle masz szansę na jakiekolwiek życie. Że należy się skoncentrować na rzeczywistych problemach, marzeniach i je rozwiązywać i realizować, a nie czekać na coś, czego być może nie będzie. Dla mnie to jest wspaniałe!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
delete




Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.

PostWysłany: Czw 22:02, 15 Sty 2009 Powrót do góry

emjotka napisał:
Ale właśnie to piękne, że w ogóle pojawiłaś się na świecie w takiej a nie w innej postaci! Że w ogóle masz szansę na jakiekolwiek życie. Że należy się skoncentrować na rzeczywistych problemach, marzeniach i je rozwiązywać i realizować, a nie czekać na coś, czego być może nie będzie. Dla mnie to jest wspaniałe!


tak, musze przyznać- w tym, co mówisz jest sens, ale... no właśnie, nie wiem. nie chciałabym nagle umrzeć, nie chciałabym, by już potem nic nie było. nic, zupełnie nic, przestałabym być świadoma czegokolwiek.
życie jest wspaniałe, jeśli umie się je dobrze wykorzystać. prawdę mówiąc, tak sobie myślę, że wolałabym, by istniała reinkarnacja, a nie opcja Niebo/piekło, lub nic. choć co do opcji reinkarnacja... życie wciąż, i wciąż byłoby wspaniałe, ale wspanialsze by było, gdybyśmy mogli coś zapamiętać. muszę tu przyznać, że zawsze wierzyłam w pewnego rodzaju odradzanie się na nowo, ciągłe poszukiwanie elementów z poprzedniego wcielenia.
...w moich poglądach występują elementy wielu religii, jak również "własne wierzenia". Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Pią 11:12, 16 Sty 2009 Powrót do góry

delete napisał:
emjotka napisał:
Ale właśnie to piękne, że w ogóle pojawiłaś się na świecie w takiej a nie w innej postaci! Że w ogóle masz szansę na jakiekolwiek życie. Że należy się skoncentrować na rzeczywistych problemach, marzeniach i je rozwiązywać i realizować, a nie czekać na coś, czego być może nie będzie. Dla mnie to jest wspaniałe!


tak, musze przyznać- w tym, co mówisz jest sens, ale... no właśnie, nie wiem. nie chciałabym nagle umrzeć, nie chciałabym, by już potem nic nie było. nic, zupełnie nic, przestałabym być świadoma czegokolwiek.
życie jest wspaniałe, jeśli umie się je dobrze wykorzystać. prawdę mówiąc, tak sobie myślę, że wolałabym, by istniała reinkarnacja, a nie opcja Niebo/piekło, lub nic. choć co do opcji reinkarnacja... życie wciąż, i wciąż byłoby wspaniałe, ale wspanialsze by było, gdybyśmy mogli coś zapamiętać. muszę tu przyznać, że zawsze wierzyłam w pewnego rodzaju odradzanie się na nowo, ciągłe poszukiwanie elementów z poprzedniego wcielenia.
...w moich poglądach występują elementy wielu religii, jak również "własne wierzenia". Wink


A byłaś świadoma przed urodzeniem? Wydaje mi się, że być może tak samo będzie po śmierci. Nie wiem, czy to jest smutne, ale człowiek ma zadziwiającą zdolność do stawiania siebie w centrum wszechświata. Trochę pokory Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
delete




Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.

PostWysłany: Pią 18:14, 16 Sty 2009 Powrót do góry

emjotka napisał:
A byłaś świadoma przed urodzeniem? Wydaje mi się, że być może tak samo będzie po śmierci. Nie wiem, czy to jest smutne, ale człowiek ma zadziwiającą zdolność do stawiania siebie w centrum wszechświata. Trochę pokory Wink


cóż, nie wzięłam pod uwagę tego, o czym powinnam pomyśleć od początku.
hm, stawianie siebie w centrum wszechświata to już taka słabość... Razz (ale zamierzam się poprawić!) jednak jeszcze nie zaczęłam tej poprawy i wciąż czuję się "uprawniona" powiedzieć: to jednak smutne narodzić się, trochę pożyć, przeminąć. mam (jeszcze?) takie pragnienia, by pozostać zapamiętaną. pozytywnie zapamiętaną. bo to, że zapamięta o mnie rodzina, to oczywiste. ale i ona przeminie, a co potem? oczywiście wiem, że mała wzmianka przy nazwisku w encyklopedii nic nie daje, ale to takie... poczucie tego, że nie umarło się bezimiennie? nie wiem. dodam, że z tą pokorą miałaś rację, przydałaby mi się... Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
zlygotyk




Dołączył: 29 Gru 2008
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp. [Poznań]

PostWysłany: Pią 18:59, 16 Sty 2009 Powrót do góry

a mnie ta cała pokora nie przekonuje. to tak nieskromnie i prywatne ode mnie Wink
też bym chciała, żeby ludzie o mnie pamiętali. ale ja w ogóle jestem dziwnym człowiekiem Smile czuję wspólnotę z delete! nie chciałabym być tylko numerkiem w statystyce urodzeń/zamieszkań/studentów etc., ale kimś... no takim kimś, kto jednak wniósł jakąś wartość w życie innych ludzi. a nie przeminął; potem jakiś wnuk mówił, że to babcia taka a taka na tych zdjęciach, ale to wszystko. (o ile w ogóle będę miała wnuki! o! Very Happy ) żeby jednak coś stworzyć... cokolwiek. coś w życiu osiągnąć - nie tylko to, że np. klienci w spożywczaku, w którym skończę, gdy mi już nic w życiu nie wyjdzie - będą mówić, że sprzedaje tam taka miła pani. wiem, że to podłe, tak mówić, ale taki już mam charakter.

a tak na marginesie. moja rodzina, bądź co bądź, uchodzi za wierzącą. dzisiaj miałam kolędę w domu. moja mama pracuje w szkole i księża, którzy tam uczą, są jej kolegami. takiego ściemniactwa, jak dzisiaj, rzadko doświadczam. moja ciocia (>trochę< dewotka) chyba się obraziła na mamę za postawienie "koledze z pracy" kawy. bo podobno oni później wymieją się doświadczeniami i obsmarowują różnych ludzi. (czyli, wg mojej mamy, nie są wcale święci) dochodzę do wniosku, że to całe udawanie wierzących to straszna, smutna hipokryzja. moja ciocia zaś doszła do wniosku, że religia chyba upadnie (bo były ksiądz z naszej parafii się niedawno ożenił)
pozostawiam do "rozważenia" Kwadratowy (ech, jak zwykle u mnie chyba trochę chaotycznie)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Sob 10:30, 17 Sty 2009 Powrót do góry

zlygotyk napisał:
a mnie ta cała pokora nie przekonuje. to tak nieskromnie i prywatne ode mnie Wink
też bym chciała, żeby ludzie o mnie pamiętali. ale ja w ogóle jestem dziwnym człowiekiem Smile czuję wspólnotę z delete! nie chciałabym być tylko numerkiem w statystyce urodzeń/zamieszkań/studentów etc., ale kimś... no takim kimś, kto jednak wniósł jakąś wartość w życie innych ludzi. a nie przeminął; potem jakiś wnuk mówił, że to babcia taka a taka na tych zdjęciach, ale to wszystko. (o ile w ogóle będę miała wnuki! o! Very Happy ) żeby jednak coś stworzyć... cokolwiek. coś w życiu osiągnąć - nie tylko to, że np. klienci w spożywczaku, w którym skończę, gdy mi już nic w życiu nie wyjdzie - będą mówić, że sprzedaje tam taka miła pani. wiem, że to podłe, tak mówić, ale taki już mam charakter.


Ale ja wcale nie twierdzę, że nie należy się starać pozostawić po sobie śladu, wręcz przeciwnie! Na pewno posiadanie dzieci to jedna droga ( w końcu mają połowę mnie w sensie genetycznym), a druga to wszelka działalność twórcza i nie mam tu na myśli tylko sztuki wysokiej. Każda aktywność człowieka to rodzaj sztuki.

Trochę nie rozumiem co ma do tego życie wieczne. Będzie się przecież zapamiętanym lub nie przez przyszłe pokolenia. Jeśli wierzycie w niebo to tam wszyscy już dawno wiedzą co robiłyście, robicie i będziecie robić Wink

zlygotyk napisał:
a tak na marginesie. moja rodzina, bądź co bądź, uchodzi za wierzącą. dzisiaj miałam kolędę w domu. moja mama pracuje w szkole i księża, którzy tam uczą, są jej kolegami. takiego ściemniactwa, jak dzisiaj, rzadko doświadczam. moja ciocia (>trochę< dewotka) chyba się obraziła na mamę za postawienie "koledze z pracy" kawy. bo podobno oni później wymieją się doświadczeniami i obsmarowują różnych ludzi. (czyli, wg mojej mamy, nie są wcale święci) dochodzę do wniosku, że to całe udawanie wierzących to straszna, smutna hipokryzja. moja ciocia zaś doszła do wniosku, że religia chyba upadnie (bo były ksiądz z naszej parafii się niedawno ożenił)
pozostawiam do "rozważenia" Kwadratowy (ech, jak zwykle u mnie chyba trochę chaotycznie)


Mam to samo. Moja mama zawsze stawia księdzu kawę na kolędzie. Szczerze mówiąc nie widzę w tym nic złego. Ksiądz też człowiek Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
delete




Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.

PostWysłany: Sob 23:44, 17 Sty 2009 Powrót do góry

zlygotyk napisał:
też bym chciała, żeby ludzie o mnie pamiętali. ale ja w ogóle jestem dziwnym człowiekiem Smile czuję wspólnotę z delete! nie chciałabym być tylko numerkiem w statystyce urodzeń/zamieszkań/studentów etc., ale kimś... no takim kimś, kto jednak wniósł jakąś wartość w życie innych ludzi. a nie przeminął; potem jakiś wnuk mówił, że to babcia taka a taka na tych zdjęciach, ale to wszystko. (o ile w ogóle będę miała wnuki! o! Very Happy ) żeby jednak coś stworzyć... cokolwiek. coś w życiu osiągnąć - nie tylko to, że np. klienci w spożywczaku, w którym skończę, gdy mi już nic w życiu nie wyjdzie - będą mówić, że sprzedaje tam taka miła pani. wiem, że to podłe, tak mówić, ale taki już mam charakter.


dokładnie! ja osobiście chciałabym zrobić coś dla ludzi z całego swiata; chciałabym, by świat po moim odejściu był lepszy (eh, przykre złudzenia, że mogę tak zrobić...). a co do tego przykładu ze spożywczakiem, to myślę dokładnie tak samo. Very Happy albo chociażby: kto będzie pamiętał osobę, która pracowała w banku i dobrze wybierała lokatę długoterminową? nikt, bo przecież nie jest to zbyt ważne zajęcie; nie, napewno nie chciałabym mieć zawodu, który w moim mniemaniu nie wnosi wiele w życie ludzi.

emjotka napisał:
Ale ja wcale nie twierdzę, że nie należy się starać pozostawić po sobie śladu, wręcz przeciwnie! Na pewno posiadanie dzieci to jedna droga ( w końcu mają połowę mnie w sensie genetycznym), a druga to wszelka działalność twórcza i nie mam tu na myśli tylko sztuki wysokiej. Każda aktywność człowieka to rodzaj sztuki.


to już zależy, czy człowiek chce się podjąć niewątpliwie trudnego obowiązku, jakim jest wychowanie dzieci. Wink a sztuka... cóż, zawsze kochałam wszelkie formy sztuki, ale do tego jednak trzeba mieć talet, ew. (niestety!) dużo pieniędzy.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin